Konsumenci nie są napędem gospodarek

Rządowe programy oszczędnościowe prowadzą do wzrostu gospodarczego, a nie go hamują – mówi Mark Skousen ekonomista i inwestor

Publikacja: 01.06.2012 04:10

Konsumenci nie są napędem gospodarek

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Mark Skousen, znany z wolnorynkowych poglądów, pochwalił Keynesa, największego wroga liberałów. Czytelnicy pańskich książek byliby zszokowani.

Mark Skousen:

Odnosi się pan do mojego niedawnego artykułu o Keynesie jako inwestorze. Rzeczywiście, w tej dziedzinie był bardzo zręczny. Potrafił zarabiać pieniądze podczas gospodarczej zapaści i deflacji z lat 30., co było niezwykle trudne. Wprawdzie samej zapaści i załamania na rynkach z jesieni 1929 r. nie przewidział i stracił 75 proc. swojego kapitału, ale później zmienił filozofię inwestycyjną i odniósł sukces. Zaczął kupować mocno przecenione akcje spółek o dobrych fundamentach, czyli stał się kontrarianinem.

Pan także uważany jest za eksperta ds. inwestowania w trudnych czasach. Jaka jest recepta na przetrwanie zawirowań na rynkach, które z przerwami trwają już od ponad czterech lat? A może spodziewa się pan, że nadchodzą lepsze czasy?

Nie, dość pesymistycznie oceniam perspektywy rynków akcji. Kryzys zadłużeniowy w Europie jest bowiem daleki od rozwiązania, a ożywienie gospodarcze w USA może się okazać kruche, bo wykreowano je keynesowską polityką taniego pieniądza, pomocy dla banków i zwiększonych wydatków publicznych. To nie zachęca do optymizmu. W takich okolicznościach zalecam zróżnicowanie portfela inwestycyjnego, aby znajdowały się w nim aktywa, których ceny są nieskorelowane. Jednocześnie nadmierna dywersyfikacja też nie jest pożądana. Należy się trzymać aktywów, które się dobrze zna. Najlepiej inwestować w akcje wysokiej jakości spółek płacących wysokie dywidendy, a także w bezpieczne obligacje.

Krytykuje pan keynesowskie programy stymulacyjne, tymczasem politycy i ekonomiści coraz częściej dochodzą do wniosku, że gospodarka strefy euro potrzebuje jeszcze więcej wsparcia. Jak argumentują, bez wzrostu gospodarczego same zaciskanie pasa przez zadłużone kraje nie zażegna kryzysu.

To błędne rozumowanie. Programy oszczędnościowe prowadzą do wzrostu gospodarczego, podczas gdy zbyt hojne systemy pomocy społecznej je ograniczają. Zadłużone kraje Europy muszą nauczyć się żyć w ramach środków, którymi dysponują, a rozwojowi gospodarki sprzyjać poprzez cięcia podatków, ograniczanie dławiących przedsiębiorczość regulacji i zwiększanie elastyczności rynków pracy, które dziś są skrępowane np. przepisami o płacy minimalnej. To będzie gorzkie lekarstwo, ale jeśli zadłużone kraje Europy je zażyją, szybciej doznają ożywienia gospodarczego niż teraz, gdy zamiast mierzyć się z problemami, mogą liczyć na międzynarodową pomoc.

Dlaczego rządy tak trudno przekonać do przyjęcia tego lekarstwa, skoro jest ono tak skuteczne, jak pan mówi?

W uproszczeniu, za wzrost PKB odpowiadają trzy czynniki: wydatki inwestycyjne, wydatki konsumpcyjne i wydatki rządowe. Dziś powszechnie uważa się, że napędem gospodarek są dwie ostatnie kategorie wydatków. To nieprawda. Motorem gospodarki jest ostatecznie przedsiębiorczość, inwestycje – czyli oszczędności – oraz wysoka produktywność kapitału i pracowników. Dlatego najlepiej radzą sobie kraje, które mają dobrze wykształconą siłę roboczą, elastyczne i rozwinięte rynki pracy i kapitału oraz wysoki poziom oszczędności. Jak mówi tzw. prawo Saya, wydatki konsumpcyjne to skutek rozwoju gospodarczego, a nie jego przyczyna: rosną, gdy zdrowe są sektor produkcyjny i rynek pracy. Pogląd, że to wydatki konsumpcyjne są najważniejsze, wynika z mylącej konstrukcji wskaźnika PKB, który obejmuje tylko wydatki na dobra finalne. Gdyby zliczać wydatki na wszelkie rodzaje dóbr, to wydatki inwestycyjne byłyby najważniejszą składową gospodarki.

Rozwój gospodarki można pobudzić poprzez cięcia podatków i ograniczanie dławiących przedsiębiorczość regulacji

Czyli nie jest prawdą, że zachodnie gospodarki czeka wiele lat powolnego wzrostu gospodarczego, bo tamtejsi konsumenci nie mogą zwiększać wydatków, dopóki nie spłacą dawnych długów?

Jak powiedziałem, wydatki konsumpcyjne to skutek dobrobytu. Ale bez dwóch zdań, zachodnie społeczeństwa stały się w ostatnich dekadach zbyt konsumpcjonistyczne i teraz muszą stać się bardziej produktywne. Benjamin Franklin, jeden z ojców amerykańskiego kapitalizmu, jako trzy najważniejsze cnoty wskazywał pracowitość, oszczędność i roztropność. Z kolei XVIII-wieczny angielski teolog John Wesley za klucz do bogactwa uważał zasadę: zarabiaj, oszczędzaj i oddawaj, ile możesz. Dziś zaś na całym świecie mamy rzesze ludzi, którzy nie wiodą produktywnego życia, tylko utrzymują się z zasiłków. To tragedia, że rządy na to pozwalają.

Może jednak cięciom budżetowym powinno towarzyszyć dalsze łagodzenie polityki pieniężnej przez banki centralne? Czy bodźce monetarne uważa pan za równie szkodliwe jak fiskalne?

Z pewnością bodźce monetarne są mniej szkodliwe dla gospodarki. Z fiskalnymi problem jest taki, że pożyczone na nie pieniądze rządy muszą później oddać wraz z odsetkami, co oznacza cięcia wydatków. Łagodzenie polityki pieniężnej nie stwarza tego problemu. Zwiększanie podaży pieniądza przypomina emisję akcji przez spółkę, bo pozyskanych tak pieniędzy nie trzeba zwracać. W najgorszym wypadku luźna polityka pieniężna poskutkuje wysoką inflacją, ale jest to mniej dotkliwe niż kryzys fiskalny. Zgadzam się więc z Miltonem Friedmanem, że to na bankach centralnych powinien spoczywać cały ciężar walki z kryzysami, w tym dbania o stabilność sektora bankowego. To powiedziawszy, uważam, że w ostatnich latach poszły one za daleko, zanadto ścięły stopy procentowe.

Wśród zwolenników tzw. austriackiej szkoły ekonomii, do których się pan zalicza, popularny jest pogląd, że banki centralne zdyscyplinowałoby ponowne oparcie systemu walutowego na standardzie złota. To rzeczywiście wskazane i wykonalne?

Nie sądzę, żeby dało się powrócić do standardu złota. To był w swoim czasie dobry system, ale wówczas podaż pieniądza było znacznie łatwiej zdefiniować niż dziś. Kruszec ten powinien wspierać system walutowy, mając większy udział w rezerwach banków centralnych. Zresztą widać, że ostatnio są one nabywcami netto złota, podczas gdy przez wiele lat były jego sprzedawcami netto. Banki centralne zrozumiały, że stabilna waluta musi mieć przynajmniej częściowe oparcie w tym metalu.

CV

Mark Skousen jest amerykańskim ekonomistą, wykładowcą Grantham University, autorem biuletynu inwestycyjnego Forecasts & Strategies oraz członkiem elitarnego Towarzystwa Mont Pelerin, skupiającego liberalnych intelektualistów. W Polsce gościł na zaproszenie Centrum im. Adama Smitha oraz wydawnictwa Fijorr Publishing, którego nakładem wkrótce ukażą się „Dzieje współczesnej ekonomii" autorstwa Skousena.

Mark Skousen, znany z wolnorynkowych poglądów, pochwalił Keynesa, największego wroga liberałów. Czytelnicy pańskich książek byliby zszokowani.

Mark Skousen:

Pozostało 98% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację