To niespotykana dotąd na taką skalę mobilizacja firm o często rozbieżnych interesach, która w innej konfiguracji raczej nie mogłaby się udać.
Ale sojusz stał się faktem. Pozostaje więc trzymać kciuki za sukces polskich firm. Jeśli PGNiG, ENEA, KGHM Polska Miedź, PGE i TAURON Polska Energia wspólnym wysiłkiem rzeczywiście dotrą do złóż gazu – będzie super. Nie tylko uniezależnimy się od Rosjan, ale przy okazji możemy sporo zarobić. Ale zanim zaczniemy świętować z powodu tej historycznej unii zawartej w imię wielkiego celu, przypomnijmy sobie kilka faktów.
Nie wiadomo, ile gazu w łupkach w Polsce rzeczywiście jest. Do niedawna zachodnich ekspertów, których zdaniem mamy największe w Europie zasoby. Przed rokiem amerykańska Agencja Informacji Energetycznej oceniła je na 5,3 bln m sześc., co zaspokoiłoby potrzeby Polski przez 300 lat. W marcu Państwowy Instytut Geologiczny, ostudził emocje, twierdząc, że możemy mieć ok. 2 bln m sześc. gazu łupkowego, ale z największym prawdopodobieństwem to 346-768 mld m sześc. A Komitet Badań Geologicznych PAN dorzucił, że potrzeba co najmniej 6-8 lat, aby wydobycie gazu z łupków rozpoczęło się na skalę komercyjną. Państwowe firmy liczą, że gaz popłynie już w 2016 r.
Do tego niedawno z wierceń w Polsce zrezygnował amerykański ExxonMobil. Dwa pierwsze odwierty wykonane przez tę firmę na Podlasiu i Lubelszczyźnie nie przyniosły zadowalających wyników. Czy taki istotnie był powód, czy w tej decyzji jest drugie dno (jak sugerował choćby wicepremier Pawlak) – rozsądek nakazywałby ostrożność.
Kwestiom eksploatacji gazu z łupków coraz uważniej przygląda się też Komisja Europejska. Jeszcze w sierpniu chce wyłonić firmę, która oceni, czy przypadkiem nie trzeba wprowadzić nowych przepisów dotyczących wydobycia gazu ze złóż niekonwencjonalnych. Jakie te przepisy będą – nie wiemy, ale dla własnego dobra lepiej założyć, że mogą uprzykrzyć życie firmom zajmującym się eksploatacją.