John Paulson to człowiek, który na trafnym przewidzeniu kryzysu z 2008 r. zarobił kilka miliardów dolarów. Zagrał wtedy na spadek cen obligacji opartych o kredyty hipoteczne. Do jakiejkolwiek polemiki z jego pomysłami podchodzę więc pokornie, choć pamiętając, że wielu było inwestorów, którzy najpierw masę zyskiwali, a później tracili.
Ostatnio przeczytałem informację, że tenże słynny Paulson mocno gra pod scenariusz wysokiej inflacji w USA i na świecie. Kupuje wszystko, co wiąże się ze złotem – jego fundusz już w 44 proc. pośrednio związany jest z tym kruszcem (ale chyba nie był klientem Amber Gold). Czy ma racje? Trzeba zadać dwa pytania. Po pierwsze, na ile wysokie jest ryzyko globalnego wzrostu inflacji? Po drugie, na ile złoto dobrze przed tym zabezpiecza? Ja mam wrażenie, że Paulson trafi kulą w płot i tego mu życzę. Złorzeczenie to podobno grzech, ale traktujmy to w kategoriach pół-żartu w ramach ćwiczenia intelektualnego.
Inflacją różni ludzie straszą nas już od kilku lat. Powody takiego czarnowidztwa są dwa. Przede wszystkim, dodruk pieniądza przez banki centralne wywołuje obawy o niekontrolowany wzrost cen. Ponad to, rozpowszechnione jest przekonanie, że z nadmiernego zadłużenia wiele krajów będzie mogło wyjść jedynie poprzez wysoką inflację, gdyż spłata długu będzie nieosiągalna, a jego redukcja zbyt trudna politycznie.
Co do pierwszego zagrożenia, czyli działań banków centralnych – tu nie widzę wielkiego ryzyka. Dodruk pieniądza banków centralnych na razie nie przekłada się na zwiększoną podaż pieniądza w gospodarce. Poza tym, ryzyko inflacji jest niskie, dopóki nie zaczną szybko rosnąć wynagrodzenia, a to w erze małych wpływów związków zawodowych i niskiego wzrostu PKB jest mało prawdopodobne. Co do drugiego zagrożenia, czyli wychodzenia z długu przez umiarkowaną i kontrolowaną inflację – tu ryzyko jest wyższe. Nie można wykluczyć, że niektóre banki centralne podniosą cele inflacyjne żeby zniechęcić ludzi do oszczędzania. Jednak pamiętajmy, że wówczas inflacja sięgnie może 5-6 proc., czyli niewiele więcej niż obecnie.
Załóżmy teraz, że ryzyko inflacji jakieś jest. Czy złoto to najlepsza inwestycja, żeby się zabezpieczyć? Takie zawsze panowało przekonanie, ponieważ od niepamiętnych czasów złoto służyło jako najbezpieczniejszy sposób na przechowanie majątku. Jednak czasy się zmieniły. Złoto stało się powszechnie handlowanym na rynkach aktywem, a to znaczy, że jego cena podlega wzmożonym wahaniom w wyniku emocjonalnych reakcji rynków i często przereagowuje. Moim zdaniem niebagatelne jest ryzyko, że w pewnym momencie cena złota rąbnie w dół o kilkadziesiąt procent – czy to ze względu na ryzyko deflacji, czy też panikę na rynkach finansowych. To nie jest więc bezpieczny towar.