Wolność nie jest prawem do złodziejstwa

Koncerny medialne od 15 lat lekceważą sobie rozwój Internetu. Za nic mają jego komunikacyjną i społeczną rolę i bez pardonu walczą, jeżeli zagraża ich interesom. Arogancja tych firm jest irytująca, ale ich prawa trudno podważyć. Tak samo irytujące jest, kiedy pod pozorem wolności słowa i komunikacji folgujemy swoim aspołecznym instynktom.

Publikacja: 20.08.2012 13:22

Wolność nie jest prawem do złodziejstwa

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Ryszard Waniek

Jak można przeczytać dzisiaj na Ekonomia24.pl nasila się skuteczna walka prawna z wydawcami serwisu w rodzaju Megaupload, który umożliwia internautom umieszczanie i odtwarzanie wszelakich plików, najczęściej filmów i seriali.

- Jaka kradzież? - pytają z niewinnymi minami szczodrzy kopiści wideo. - To tylko dla mnie i kolegów z bloku!

- Jaka kradzież? - pytają zdziwieni użytkownicy tych materiałów. - My sobie tylko oglądamy, co ktoś opublikował online! A poza tym Internet jest wolny i nie zna ograniczeń! Precz z ACTA!

- Jaka kradzież? - pytają obłudnie właściciele serwisu Megaupload i podobnych. - My tylko umożliwiamy udostępnianie plików w Internecie. Legalnych plików, oczywiście! A że część naszych użytkowników jest na bakier z poszanowaniem warunków licencji, to już nie nasza wina...

Generalnie winien piractwa nie nie jest nikt. Że szefowie firm producenckich z pianą na ustach skarżą się na powszechne okradanie ich firm z ciężko wypracowanych zysków, to już ich problem. Niech sobie znajdą grupę wsparcia.

Od początku ubiegłej dekady koncerny medialne narażają się całemu światu. Poczynając od sprawy Napstera ich reakcją na pojawienie się Internetu jest: "nie!", "nie chcę!", "nie dam!", "nie opłaca mi się!" A jeżeli ktokolwiek zagrozi ich interesom jest brutalnie miażdżony. W świetle prawa ma cię rozumieć. Internet nie jest dla tych firm żadnym biznesem. Przeciwnie: grozi przychodom z tradycyjnych źródeł.

Jeżeli podobają mi się jakieś buty, a sprzedawca nie chce mi ich sprzedać, albo cena jest za wysoka, to ja tych butów nie kupuję. Ani nie porywam ich z lady, i nie uciekam. Bo to się nazywa kradzież. Zadziwiające, jak bardzo pożądanie internautów na nowe filmy i seriale - za darmo - zaciemnia im istotę procederu, który uprawiają. A już zupełnie wyprowadza z równowagi, kiedy ten proceder uprawiany jest pod płaszczykiem wolności, równości i sprawiedliwości. Internetowej oczywiście.

Im bardziej prawa autorskie są przez internautów naruszane, tym bardziej koncerny medialne są wobec Internetu nieufne, tym mniej chętnie publikują filmy i muzykę w Internecie, tym trudniej internautom do niej dotrzeć, tym chętniej szukają jej na nielegalnych serwisach. I kółko się zamyka.

Firmy medialne muszą szukać sposobu na atrakcyjną ofertę dla Internetu, internauci muszą sobie uświadomić, że w środowisku elektronicznym trzeba płacić, jak wszędzie. I może wtedy wszyscy będą zadowoleni.

Jak można przeczytać dzisiaj na Ekonomia24.pl nasila się skuteczna walka prawna z wydawcami serwisu w rodzaju Megaupload, który umożliwia internautom umieszczanie i odtwarzanie wszelakich plików, najczęściej filmów i seriali.

- Jaka kradzież? - pytają z niewinnymi minami szczodrzy kopiści wideo. - To tylko dla mnie i kolegów z bloku!

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Bogusław Chrabota: Przesadzamy z OZE?
Opinie Ekonomiczne
Wysoka moralność polskich firm. Chciejstwo czy rzeczywistość?
Opinie Ekonomiczne
Handlowy wymiar suwerenności strategicznej Unii Europejskiej
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Czekanie na zmianę pogody
Materiał Promocyjny
Bank Pekao nagrodzony w konkursie The Drum Awards for Marketing EMEA za działania w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Rząd sięgnie po trik PiS-u