Kiedy przed rokiem rząd ograniczał obowiązkowe składki do funduszy emerytalnych, napisałem artykuł, w którym sugerowałem, że może to zmusić Polaków do większych oszczędności. Badania prowadzone parę lat temu w Niemczech pokazały bowiem, że kiedy politycy mieszają przy systemie emerytalnym, a ludzie zaczynają się bać o emeryturę, stopa oszczędności w gospodarce rośnie.
Nic bardziej mylnego. Skąd w ogóle mogłem wpaść na pomysł, że Polacy zachowają się jak Niemcy?! Dzieli nas Odra, przepaść cywilizacyjna i przepaść mentalnościowa. Nie wiem, może zaufałem za bardzo swojej wiedzy ekonomicznej, a za mało znajomości ziomków.
Ostatni raport Narodowego Banku Polskiego o budżetach gospodarstw domowych pokazuje, że przeciętny Polak nic nie oszczędza. Stopa oszczędności, czyli procent niekonsumowanego dochodu netto, spadła w pierwszym kwartale 2012 r. do zera. Takie zjawisko występuje pierwszy raz, przynajmniej od kiedy znam dane. Jeszcze rok temu stopa oszczędności wynosiła ok. 2 proc., a średnia za ostatnią dekadę to ok. 5 proc.
Co z tego, że emerytury czekają nas bardzo niskie – zarówno z OFE jak i z ZUS. Co z tego, że warto mieć jakieś oszczędności – na czarną godzinę, na większe przyjemności, na edukację dla dzieci. W serwisie Moja Emerytura „Rzepy" przeczytałem, że tylko 3 proc. Polaków ma oszczędności wyższe niż roczny dochód. Sądząc po liczbie BMW i Mercedesów na ulicach miast, osób zdolnych do przekroczenia tego poziomu jest o wiele więcej. Ale nie chcą oszczędzać.
Z makroekonomicznego punktu widzenia, niska stopa oszczędności oznacza uzależnienie od kapitału zagranicznego. Gdybyśmy byli krajem, który wytwarza ogromne ilości wysoko zyskownych aktywów, tak jak USA (przynajmniej do niedawna), może nie musielibyśmy się tak tym martwić – kapitał długo by do nas płyną. Znany ekonomista Ricardo Caballero pokazywał, że mogą istnieć kraje notorycznie uzależnione od kapitału zza granicy. Ale jesteśmy krajem o bardzo przeciętnym poziomie innowacyjności firm, kreatywności obywateli i niesprzyjających warunkach dla przedsiębiorczości, więc nie liczyłbym, że inwestorzy zawsze będą nas lubić. A jak przestaną nas lubić, to inwestycje siądą, gospodarka również, i marzenia o doganianiu Niemiec odłożymy do skrzynki – może wyciągną je kolejne pokolenia.