Z danych NBP wynika bowiem, że zadłużenie zagraniczne polskiego sektora publicznego wciągu trzech lat podwoiło się. Pożyczamy, bo jest tanio, ale przez to coraz bardziej uzależniamy się od zagranicy. Już w ubiegłorocznym raporcie McKinseya byliśmy dziesiątym co do wielkości dłużnikiem świata. Zwrócił na to uwagę prof. Krzysztof Rybiński. Przypomniał, że poprawną miarą zadłużenia zagranicznego jest tzw. międzynarodowa  pozycja inwestycyjna, która pokazuje różnice między zagranicznymi aktywami i pasywami.

Nasza międzynarodowa pozycja inwestycyjna netto jest słaba, bo rośnie nasz dług zagraniczny, a mamy skromne aktywa zagraniczne. Po dwóch kwartałach wyniosła minus 238 mld euro. To co prawda o 5 mld euro mniej niż kwartał temu, ale nasze zobowiązania wciąż stanowią ponad 100 proc. naszego PKB (liczonego w euro według Eurostatu)

Dodatkowo, na co zwrócił uwagę prof. Jerzy Hausner na sopockim spotkaniu biznesu i nauki, mamy zastój w rzeczywistych, traktowanych jako inwestycje w industrializację, bezpośrednich inwestycji zagranicznych. To, co nimi nazywamy i pośrednio rozumiemy jako nowe zakłady, to w rzeczywistości przede wszystkim napływa kapitał. Co prawda pomaga on w obsługiwaniu długu publicznego, ale nie pomaga w rozwoju gospodarczym.

Brakuje nam odpowiedzi na pytanie: jaka jest myśl rozwojowa Polski? Jeśli chcemy przezwyciężyć spowolnienie (a możemy próbować), to powinniśmy zmienić sposób myślenia i patrzenia na innowacyjność. Ale to oznacza, że pieniądze na innowacyjność powinny być środkami zwrotnymi, a nie darowiznami. W ten sposób wyrównuje się szanse rozwojowe wszystkich.I tych, którzy otrzymują granty i tych, którzy ich nie mają. Bezzwrotna pomoc nie może umacniać spółek będących politycznymi synekurami. Dopiero to wzmocni każdą (i realną i netto) międzynarodową pozycję inwestycyjną.