W 2012 r., po raz pierwszy w historii, wartość sprzedaży zagranicznej naszej żywności może przekroczyć 16 mld euro. W ubiegłym roku sięgnęła 15,3 mld euro. Wbrew wcześniejszym obawom producentów i ekonomistów spowolnienie gospodarcze w Unii Europejskiej nie tylko nie zahamowało popytu na naszą żywność, ale wręcz go napędziło. Powód? Kryzys sprawił, że konsumenci na Zachodzie szukają tańszych produktów, a właśnie konkurencyjna cena to – oprócz wysokiej jakości – znaki rozpoznawcze naszych wyrobów spożywczych. Coraz większy udział w rozwijaniu eksportu naszych produktów spożywczych odgrywają sieci handlowe. Przypada na nie już niemal jedna dziesiąta łącznej sprzedaży zagranicznej. W 2011 r. eksport polskiej żywności w ramach sieci Lidl urósł o 40 proc . Z kolei dzięki Jeronimo Martins, właścicielowi sieci Biedronka, w Portugalii zaistniały ogórki z Polski.

Natomiast już kilka lat temu w brytyjskich sklepach Tesco co trzeci sprzedawany na wagę pomidor pochodził z naszych szklarni i ogrodów. Minusem eksportowej  ekspansji z udziałem sieci jest anonimowość. Gros sprzedawanych przez nie produktów trafia bowiem za granicę pod markami własnymi. Przeciętny konsument w Niemczech czy Wielkiej Brytanii nie wie więc, że ma do czynienia z polskimi specjałami. Brak silnej międzynarodowej marki to słaby punkt naszej zagranicznej ekspansji. Nadal duże udziały w eksporcie rolno-spożywczym mają półprodukty i surowce. Na szybkie zmiany nie ma co liczyć. Kryzysowe zaciskanie pasa nie sprzyja bowiem nadrabianiu zaległości w marketingowych podbojach zagranicy.