Europa potrzebuje silnych banków

Z przewodniczącym Europejskiego Urzędu do spraw Bankowości (EBA) – rozmawia Grzegorz Siemionczyk

Publikacja: 25.10.2012 01:17

Europa potrzebuje silnych banków

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski Krzysztof Skłodowski

MFW ostrzegł w ostatnim raporcie o stabilności finansowej, że w 2013 r. największe europejskie banki mogą pozbyć się aktywów wartych 4,5 bln dol. Czy to poważne zagrożenie?

MFW podkreślił, że mogłoby do tego dojść w scenariuszu słabej polityki, czyli takim, w którym już uzgodnione reformy nie byłyby przeprowadzone. Nie powstałaby unia bankowa a kraje, które zobowiązały się do reform strukturalnych, nie wywiązałyby się z tego. Ten scenariusz faktycznie miałby negatywne konsekwencje, ale w tym momencie wydaje mi się on raczej nierealny. Rada Europejska (liderzy państw UE – red.) potwierdziła na ostatnim szczycie, że jest zdeterminowana, aby do końca roku podjąć decyzje w sprawie unii bankowej i sfinalizować prace nad dyrektywą CRD IV (wprowadza do unijnego prawa ostatnie rekomendacje Bazylejskiego Komitetu ds. Nadzoru Bankowego – red.).

ENGLISH VERSION

Warto też pamiętać, że banki mogą zmniejszać poziom zadłużenia albo przez pozbywanie się aktywów, albo przez podwyższanie kapitału. W tym świetle nasz program rekapitalizacji banków zaprowadził je daleko na drodze oddłużania. Banki wzmocniły swoją bazę kapitałową o 200 mld euro, co jest równoważne ograniczeniu ważonych ryzykiem aktywów o 2,2 bln euro. To ekwiwalent 2,8 bln dolarów, a tej skali cięcie aktywów MFW przewiduje w swoim podstawowym scenariuszu. Oczywiście, jeśli w Europie zostaną popełnione jakieś błędy, albo reformy się opóźnią, konieczne będzie dalsze oddłużanie banków, co byłoby szkodliwe dla europejskiej gospodarki.

Samo oddłużenie banków wystarczy, aby przywrócić stabilność temu sektorowi? Być może europejskie banki są zbyt duże i muszą pozbyć się części aktywów, a nie tylko uzupełnić kapitał, który pozwala te aktywa utrzymać?

Jest jasne, że banki muszą się oddłużyć. W kryzys weszły z niedostatecznymi kapitałami, nadmiarem długów i niewłaściwymi strukturami pozyskiwania funduszy. Ale skala koniecznego zmniejszania aktywów i delewarowania zależy też od możliwości siatki bezpieczeństwa. Jeśli porówna się wartość aktywów europejskich banków z PKB ich macierzystych krajów, to często stosunek ten jest zbyt wysoki. Ale jeśli weźmie się pod uwagę PKB całej UE, okaże się, że europejskie banki nie są większe, niż amerykańskie. To oznacza, że jeśli zdołamy zbudować unię bankową, presja na delewarowanie w dużych bankach będzie mniejsza.

Ostatnio jednak komisja pod przewodnictwem Erkki'ego Liikanena, gubernatora Banku Finlandii, doszła do wniosku, że banki „zbyt wielkie, by upaść" stanowią dla Europy poważny problem, i zaleciła ich rozbicie.

Rozwiązanie problemu banków „zbyt wielkich, by upaść" powinno polegać na tym, że żadnego banku nie będziemy za taki uważali. Innymi słowy, duże i złożone instytucje mogą istnieć pod warunkiem, że będą mogły upaść nie stwarzając problemów dla podatników i nie szkodząc całemu systemowi finansowemu. Każdy bank musi w razie bankructwa dać się zlikwidować i robimy w tym kierunku postępy. W czerwcu KE zaproponowała, aby nadzory bankowe mogły zalecić bankom rozdział różnych rodzajów aktywności, jeśli uznają, że w przeciwnym wypadku nie dałoby się ich zlikwidować. Tyle, że taką decyzję niełatwo podjąć. Dlatego strukturalny rozdział działalności detalicznej i inwestycyjnej banków może być pożądana, a propozycja grupy Liikanena wyznacza właściwy kierunek.

A czy nie jest prawdą, że z powodu wielkości europejskich banków politycy, którzy zaraz po wybuchu kryzysu naciskali na podwyższenie wymogów kapitałowych wobec banków, teraz próbują rozwodnić nowe regulacje, bo boją się ich wpływu na gospodarkę?

W czasie kryzysu finansowego wszyscy chcą, aby nadzór bankowy był bardziej surowy, ale gdy słabnie gospodarka, narasta presja, aby złagodzić wymagania wobec banków, żeby mogły więcej pożyczać. Sądzę jednak, że wymienna zależność między stabilnością sektora finansowego a tempem wzrostu gospodarczego jest wyolbrzymiana. Gdy banki są słabe pod względem bazy kapitałowej, nie będą raczej finansowały gospodarki. Tylko silne kapitałowo banki mogą przyciągać fundusze, dzięki czemu są zdolne wspierać realną gospodarkę.

Wracając do koncepcji unii bankowej, czy zgadza się pan, że pozwoli ona złagodzić kryzys fiskalny?

Unia bankowa jest pilnie potrzebna. Obecnie są silne powiązania między bankami a ich macierzystymi rządami, co źle wpływają na dostęp banków do kapitału i ich gotowość do finansowania realnej gospodarki. W efekcie, jedno euro zdeponowane w banku greckim przestało być równe jednemu euro w banku niemieckim. To sprawia, że depozyty są potencjalnie niestabilne, co jest rujnujące dla strefy walutowej. Aby to naprawić, musi powstać siatka bezpieczeństwa dla banków na poziomie europejskim.

Jak powinna być zaprojektowana, aby spełnić swoją funkcję?

Istotne są dwie kwestie. Po pierwsze, unia bankowa musi mieć otwartą strukturę, aby mogły w niej uczestniczyć kraje spoza strefy euro. Po drugie, choć unia bankowa nie obejmie wszystkich 27 państw UE, musi być zaprojektowana w zgodzie z koncepcją jednolitego rynku. W ramach jednolitego rynku, reguły i metody nadzoru muszą być jednakowe dla wszystkich banków.

Czy zgadza się pan z dość popularnym wśród ekonomistów poglądem, że działania EBC – szczególnie głośne aukcje trzyletnich pożyczek dla banków komercyjnych, znane jako LTRO – sprawiły, że banki dokupiły jeszcze więcej obligacji zadłużonych państw strefy euro, a więc powiązania między wiarygodnością rządów i banków się nasiliły?

Nie. Sądzę, że nadzwyczajne środki, jakie zastosował EBC, szczególnie zaś nieograniczona podaż na dłuższy termin płynności dla banków, były niezbędne. Banki stały w obliczu masowych umorzeń: wiele ich zobowiązań zapadało w 2012 r., a rynek kapitałowy był zamrożony z powodu kryzysu fiskalnego. Gdyby nie EBC, doszłoby do załamania kredytowego. Poza tym, z opublikowanych przez nas niedawno danych wynika, że między wrześniem 2011 r. a czerwcem 2012 r. łączne zaangażowanie banków w obligacje skarbowe było stabilne. Zmieniła się jedynie struktura tego zaangażowania, bo banki dokupowały rodzimych obligacji kosztem zagranicznych. To doprowadziło do segmentacji rynku obligacji, co nie jest korzystnym rezultatem. Ale ten problem nie leży w gestii EBC.

Powierzenie EBC roli głównego organu nadzorczego w unii bankowej to dobry pomysł?

Można by dokonać innych wyborów, ale już „Traktat o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej" przewiduje możliwość przekazania części uprawnień regulacyjnych EBC. Ten wybór pozwala więc rozwiązać problem szybko, a tego właśnie potrzebujemy. Oczywiście, będzie potrzebna ścisła koordynacja działań EBC i EBA, która pozostanie odpowiedzialna za tworzenie przepisów dla sektora bankowego w całej UE i za mediacje między krajowymi organami nadzorczymi w razie konfliktów. EBA będzie także nadal odpowiadała za monitorowanie zagrożeń dla sektora bankowego UE oraz prowadzenie na tym szczeblu testów wytrzymałości.

Poprzednia runda testów wytrzymałości (ang. stress trsts), zakończona latem ub.r., była dość szeroko krytykowana za zbytnią pobłażliwość. Chodziło m.in. o to, że banki mogły stosować własne modele do przypisywania poszczególnym aktywom wag ryzyka, od czego zależy wysokość wymaganego dla nich zabezpieczenia kapitałowego, oraz o zbyt optymistyczne założenia co do przeceny znajdujących się w portfelach banków obligacji zadłużonych państw strefy euro. Czy kolejna runda testów, zaplanowana na 2013 r., będzie bardziej surowa?

W moim przekonaniu metodologia, którą zastosowaliśmy, była dość solidna. To, że banki używały wewnętrznych modeli aby oszacować swoje potrzeby kapitałowe jest zgodne z regulacjami. My nieco im to zadanie utrudniliśmy, bo wymagaliśmy, aby banki wzajemnie oceniały swoje szacunki, co miało zagwarantować, że wyniki testów będą spójne w całej UE. Faktem jest natomiast, że metodologia testów była szeroko krytykowana za podejście do  zaangażowania banków w obligacje skarbowe. Wtedy trudno było zastosować inne podejście. Niedługo po publikacji wyników testów w lipcu 2011 r., UE zgodziła się na udział prywatnych inwestorów w restrukturyzacji greckiego długu, a kryzys fiskalny się zaognił. Z tego powodu zrewidowaliśmy nasz stosunek do obligacji skarbowych w bilansach banków. W październiku zarekomendowaliśmy bankom stworzenie specjalnych buforów kapitałowych zabezpieczających ich ekspozycję na obligacje skarbowe. To doprowadziło do znaczącej rekapitalizacji sektora bankowego, która zakończyła się w czerwcu br. Mimo to, nieustannie rewidujemy metodologię testów, prowadząc dialog z bankami i uczestnikami rynków, aby poznać ich poglądy. To jest szczególnie ważne w tym kontekście, że zbliżamy się do wdrożenia Bazylei III (najnowszych zaleceń Bazylejskiego Komitetu ds. Nadzoru Bankowego), które radykalnie zmienią ramy regulacyjne banków.

Sądzi pan, że nowe ramy regulacyjne będą szczelne, tzn. pozwolą zapobiec w przyszłości powtórce kryzysu, czy może czegoś w nich zabrakło?

Bazylea III to dość solidny pakiet. Wprowadza bardziej wymagającą definicję kapitału, wyższe wymogi kapitałowe oraz nowe wymogi dotyczące płynności. Odnosi się też do problemu systemowo ważnych instytucji, wobec których wymagania będą wyższe. Dodatkowo, pakiet ten trzeba oceniać w połączeniu z propozycją KE dotyczącą likwidacji banków, która ma zagwarantować, że nawet duże i złożone instytucje, jeśli upadną, będą mogły płynnie wycofać się z rynku. Są jednak dwa obszary, nad którymi należy jeszcze popracować. Jeden to wymogi płynnościowe, które muszą być odpowiednio ustawione. To ważne, bo to właśnie te standardy najbardziej przyczynią się do zmiany modelu biznesowego europejskich banków. Druga kwestia to struktura banków. W tym kontekście, należy przedyskutować zalecenia z raportu Liikanena.

We wspomnianym na początku raporcie, MFW zwrócił również uwagę na ryzyko, że zachodnie banki mogą być zmuszone do wycofywania kapitału ze swoich środkowoeuropejskich spółek-córek. O tym zagrożeniu mówi się od początku kryzysu, ale dotąd się ono nie zmaterializowało. To może się zmienić?

Nakazując bankom rekapitalizację uzgodniliśmy, że plany delewarowania będą omawiane na kolegiach nadzorców, tzn. na spotkaniach władz kraju, z którego bank pochodzi, i kraju, gdzie ma on spółki zależne. W EBA kładziemy duży nacisk na taką współpracę i na dobre funkcjonowanie kolegiów. Mam nadzieję, że takie podejście zagwarantuje, że proces delewarowania będzie płynny, niezakłócony skłonnością banków do oszczędzania rodzimego rynku.

CV

Andrea Enria (51 lat) od marca 2011 r. kieruje Europejskim Urzędem ds. Bankowości (EBA). Jest pierwszym przewodniczącym tej instytucji, która powstała z początkiem 2011 r. w miejsce Komitetu Europejskich Nadzorów Bankowych (CEBS). Enria był sekretarzem generalnym tej instytucji w latach 2004–2008. Pracował też m.in. w Banku Włoch, gdzie odpowiadał za nadzór finansowy, oraz w Europejskim Banku Centralnym.

MFW ostrzegł w ostatnim raporcie o stabilności finansowej, że w 2013 r. największe europejskie banki mogą pozbyć się aktywów wartych 4,5 bln dol. Czy to poważne zagrożenie?

MFW podkreślił, że mogłoby do tego dojść w scenariuszu słabej polityki, czyli takim, w którym już uzgodnione reformy nie byłyby przeprowadzone. Nie powstałaby unia bankowa a kraje, które zobowiązały się do reform strukturalnych, nie wywiązałyby się z tego. Ten scenariusz faktycznie miałby negatywne konsekwencje, ale w tym momencie wydaje mi się on raczej nierealny. Rada Europejska (liderzy państw UE – red.) potwierdziła na ostatnim szczycie, że jest zdeterminowana, aby do końca roku podjąć decyzje w sprawie unii bankowej i sfinalizować prace nad dyrektywą CRD IV (wprowadza do unijnego prawa ostatnie rekomendacje Bazylejskiego Komitetu ds. Nadzoru Bankowego – red.).

Pozostało 93% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację