Brytyjski think tank Open Europe porównał w cenach 2011 roku obecną i nową perspektywę budżetową. Wynika z niej, że przy kurczącym się budżecie najbardziej rosną wydatki na poprawę europejskiej konkurencyjności, o 35 procent (do 125,6 mld euro) i...administrację – o 7,5 procent do 61,6 mld. Sukces premiera Wielkiej Brytanii, by ograniczyć koszty utrzymania biurokracji, jest zatem dość umiarkowany. Obcinając jeden miliard po prostu zmniejszono nieco planowany przyrost wydatków. Trochę maleją natomiast wydatki na wspólną politykę rolną, ale i tak będą trzy razy większe niż na poprawę konkurencyjności. No i tyle komentarza o budżecie unijnym; wielokrotnie większy i ważniejszy jest bowiem krajowy.
W tej drugiej kopercie szykuje się w ciągu roku spora dziura. W przeciwieństwie jednak do wielu ekonomistów i całej opozycji wieszczących klęskę z tego powodu, nie wydaje mi się, by nowelizacja budżetu – jeśli do niej dojdzie - była katastrofą. Rząd trochę przytnie wydatki, dołoży jakieś opłaty lub akcyzę, zmniejszy dotację do ZUS w zamian udzielając pożyczki, sprzeda parę procent PKO lub PZU, by sfinansować deficyt i wyjdzie na swoje. Druga koperta nie jest i nie będzie pusta.
To co bardziej niepokoi, to trzecia koperta – z warunkami gospodarowania. Albo w niej brakuje kwitów, albo pojawiają się co najmniej dziwaczne. Na przykład ministerstwo finansów planuje wprowadzenie akcyzy na gaz ziemny. Z informacji gazetowych wynika, że będzie ona nakładana selektywnie, właściwie z dokładnością do przedsiębiorstwa, co oznacza, że będą równi i równiejsi. Nadal nie wiadomo, jakie będzie opodatkowanie gazu łupkowego. Do tej pory parlament nie przyjął nawet pierwszej ustawy otwierającej dostęp do różnych zawodów. Brakuje daleko idącej liberalizacji rynku pracy. Zamiast tego skokowo podniesiono płacę minimalną, co jak wynika z badań ekonomistów, musi skutkować zwiększeniem stopy bezrobocia. Nie ma ustawy o odnawialnych źródłach energii, więc potencjalni inwestorzy nie wiedzą, na czym stoją. Rekord dziwaczności w ubiegłym tygodniu pobiła wiceprezes ZUS proponując wyższe składki na ubezpieczenie społeczne albo niższe emerytury dla osób nie posiadających dzieci, co oznaczałoby powrót do PRL-u - braku związku emerytury ze składkami oraz tzw. „bykowego".
W trzeciej kopercie od wtorku jest też długookresowa strategia rozwoju kraju do 2030 roku, którą przyjął rząd. Przeczytałem ten dokument - ponad 150 stron, proszę docenić wysiłek. Jest słabszy niż ogłoszona już prawie 4 lata temu „Polska 2030", obciążony natłokiem słusznych celów, ale w sumie dość racjonalny, z ciekawymi wskaźnikami służącymi sprawdzaniu jak strategia jest realizowana. Problem w tym, że bieżąca działalność polityków czy parlamentu, to kompletnie inny świat.