Grzegorz Łyś
Wkrótce rozpocznie się sezon budowlany. Jak każdej wiosny na placach budów ruszą spychacze i koparki. I jak co roku niektórzy z inwestorów uświadomią sobie, że nie wywiązali się z obowiązków, jakie nakłada na nich ustawa o ochronie zabytków z 23 lipca 2003 r. Jej przepisy mają gwarantować, że inwestycje budowlane nie zagrożą ukrytym w ziemi zabytkom archeologicznym.
Dlatego w miejscach, gdzie pod powierzchnią gruntu można się spodziewać dawnych budowli, osad czy cmentarzysk, wszelkie prace ziemne muszą być prowadzone pod nadzorem archeologa lub poprzedzone badaniami. W razie natrafienia na zabytki archeologiczne inwestor jest zobowiązany przeprowadzić badania ratunkowe.
W ferworze przygotowań do inwestycji (projektowanie, pozyskiwanie środków, gromadzenie dokumentacji, pozwoleń, organizowanie robót) o tym właśnie obowiązku niektórzy przedsiębiorcy zapominają. Jednym sprawa wydaje się dość abstrakcyjna, inni wolą o niej nie pamiętać, gdyż zarówno nadzór, jak i ewentualne badania musi opłacić inwestor.
Skutki takich zaniedbań mogą być dotkliwe. Chodzi nie tylko o odpowiedzialność karną (np. grzywnę), ale przede wszystkim o nieuchronną, kosztowną zwłokę w oddaniu budynku do użytku. Zdarza się, że inwestor świadomie uchyla się od zaangażowania archeologa, zakładając, że jakoś to będzie. Jest to postawa bardzo ryzykowna. Przestrzeganie przepisów jest egzekwowane, do czego zresztą obligują nas również regulacje unijne.