Korzystamy z nich dokładnie w taki sposób, w jaki absolutnie nie powinno się korzystać. A banki tylko liczę kasę. Naszą, dobrowolnie oddaną.
Od trzech lat Polacy w wyjątkowo ekspresowym tempie pozbywają się kart kredytowych. W 2009 roku mieliśmy ich prawie 11 milionów. Dziś w naszych portfelach jest ich trochę ponad 6 milionów sztuk. To nie oznacza jednak, że banki z roku na rok zarabiają na nich coraz mniej. Jest odwrotnie. Zarabiają więcej, bo liczba transakcji i ich wartość szybko się zwiększają. Kłopot w tym, że używamy ich jak byśmy byli ślepi głusi i nie potrafili czytać.
Po tych 15 latach nawet małe dziecko powinno wiedzieć, że karta kredytowa nie służy do wypłacania pieniędzy z bankomatu. Tymczasem okazuje się, że Polak, który ma w portfelu kredytówkę, czuje bardzo silną więź z bankomatem. Wygląda to tak jakby te dwa ciała, człowiek z kartą kredytową i maszyna do wypłacania pieniędzy przyciągały się jak dwa magnesy.
Bank, który wydał ową pierwszą kartę swoim klientom udostępnia bardzo interesujące narzędzie. Dzięki tej aplikacji można porównać swoje transakcje kartą kredytową do transakcji innych klientów banku. Można, zatem dowiedzieć się ile średnio wydają na hotele, podróże, elektronikę, motoryzację czy edukację. Dane te można też sprawdzić dla różnych przedziałów zarobków i miast. Wyniki są przerażające. Niemal we wszystkich konfiguracjach zdecydowanie dominują tzw. „transakcje gotówkowe". A to oznacza, że kartą kredytową wypłacamy pieniądze z bankomatu lub przelewamy je z karty kredytowej na inny rachunek bankowy płacąc prowizję. Domyślam się, że posiadacze kart w innych bankach robią dokładnie to samo. Droższe kredyty dają tylko w firmach lichwiarskich. Co więcej te „transakcje gotówkowe" często mają wartość dziesięciokrotnie wyższą niż kwoty wydawane na elektronikę czy edukację. Zastanawiam się, z kim ci użytkownicy kart kredytowych pozamieniali się na rozumy. A może po prostu potrzeba kolejnych 15 lat edukacji ekonomicznej abyśmy nauczyli się, do czego służy karta kredytowa. No chyba, że zarabiamy już tyle, że nie musimy liczyć się z pieniędzmi.
Ernest Bodziuch,