Sztuka prognozowania przeszłości

Prognozowanie jest trudne, zwłaszcza jeśli ma dotyczyć przyszłości – miał kiedyś powiedzieć duński fizyk Niels Bohr. Amerykańscy statystycy dowiedli właśnie, że równie skomplikowane może być „przewidywanie" przeszłości

Publikacja: 22.04.2013 14:59

Sztuka prognozowania przeszłości

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Jak donosi „Financial Times", z początkiem lipca, z dnia na dzień, amerykański produkt krajowy brutto – najpopularniejszy miernik aktywności gospodarczej – wzrośnie o około 3 proc., czyli około 470 mld dol. To tak, jakby USA przybył nowy stan, o PKB równym na przykład polskiemu albo argentyńskiemu.

Jak to możliwe? Amerykańskie Biuro Analiz Ekonomicznych (BEA) przeliczy dane dotyczące PKB z ostatnich kilkudziesięciu lat, uwzględniając w nim pomijane dotąd elementy. Wskaźnik ten obliczany jest jako suma wartości wszystkich wyprodukowanych w ciągu roku w danym kraju dóbr i usług finalnych. To teoretycznie powinno się równać zarówno sumie rocznych wydatków na takie dobra i usługi, jak i sumie rocznych wynagrodzeń pobieranych przez ich dostawców. A wśród wynagrodzeń są m.in. tantiemy artystów, dotąd przez BEA pomijane. Są też wynagrodzenia badaczy, które nie były dotąd traktowane jako wydatki na dobra finalne, tylko pośrednie.

Mniejsza o detale. Faktem jest, że wzrost amerykańskiego PKB będzie efektem dotknięcia czarodziejskiej różdżki statystyków. Intencje są zbożne, ale różdżka ta sama, którą argentyńskie władze potrafią obniżyć stopę inflacji do około 11 proc., choć według innych źródeł wynosi ona 25 proc., a polski rząd potrafi zbić dług publiczny poniżej kluczowego progu 55 proc. PKB, choć według międzynarodowych organizacji gospodarczych jest on o około 2 pkt proc. wyższy.

Jak twierdzi David Orrell, kanadyjski matematyk i krytyk współczesnej ekonomii, statystyka jest metodą unieruchamiania gospodarki, rodzajem aparatu fotograficznego, pozwalającego ująć gospodarczą rzeczywistość. Ale jak pokazują powyższe przykłady, dane statystyczne mogą mieć z rzeczywistością niewiele wspólnego.

Tymczasem to właśnie na tych nieprecyzyjnych danych, podatnych na metodologiczne zmiany i zwyczajne manipulacje, ekonomiści opierają swoje prognozy i zalecenia, a rządy swoje reformy i politykę gospodarczą. To oparcie o „twarde dane" daje im często poczucie pewności i kontroli na rzeczywistością. Maleją wydatki konsumpcyjne? To trzeba jest skompensować większymi wydatkami rządowymi. Rośnie popyt na papierosy? To trzeba podwyższyć akcyzę itd.

To bardzo śliski grunt. Jak przekonywali ekonomiści z tzw. szkoły austriackiej, gospodarka nie jest maszyną, której pracę da się precyzyjnie opisać statystykami, aby następnie nią kierować. Gospodarka przypomina raczej złożony organizm, którego zmiany są wypadkową interakcji setek milionów podmiotów gospodarczych, działających z różnych, nieznanych (nawet sobie), nieprzewidywalnych i zmiennych pobudek.

Ich zachowania można oczywiście uśrednić, wyrazić syntetycznym wskaźnikiem w rodzaju PKB. Ale takie dane nie będą nigdy niczym więcej, niż średnimi właśnie. Z pewnością nie stanowią kompasu, który pozwala sterować gospodarką. - Intrygujące zadanie ekonomii polega na demonstrowaniu politykom, jak mało wiedzą na temat tego, co jak im się wydaje, potrafią zaprojektować – mawiał jeden z najwybitniejszych „Austriaków" Friedrich von Hayek.

Jak donosi „Financial Times", z początkiem lipca, z dnia na dzień, amerykański produkt krajowy brutto – najpopularniejszy miernik aktywności gospodarczej – wzrośnie o około 3 proc., czyli około 470 mld dol. To tak, jakby USA przybył nowy stan, o PKB równym na przykład polskiemu albo argentyńskiemu.

Jak to możliwe? Amerykańskie Biuro Analiz Ekonomicznych (BEA) przeliczy dane dotyczące PKB z ostatnich kilkudziesięciu lat, uwzględniając w nim pomijane dotąd elementy. Wskaźnik ten obliczany jest jako suma wartości wszystkich wyprodukowanych w ciągu roku w danym kraju dóbr i usług finalnych. To teoretycznie powinno się równać zarówno sumie rocznych wydatków na takie dobra i usługi, jak i sumie rocznych wynagrodzeń pobieranych przez ich dostawców. A wśród wynagrodzeń są m.in. tantiemy artystów, dotąd przez BEA pomijane. Są też wynagrodzenia badaczy, które nie były dotąd traktowane jako wydatki na dobra finalne, tylko pośrednie.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację