Niech twórcy OFE (którzy – jak widać – o coś się pokłócili) nawzajem się okładają. Ale Rostowski okłada Balcerowicza po nazwisku, a Balcerowicz nie wiadomo kogo, mówiąc o przekłamaniach, które przypominają mu „twierdzenia z kampanii smoleńskiej".
Zacznę więc od tego, że moim zdaniem kapitałowy system emerytalny, co do zasady, jest lepszy od repartycyjnego. Ale od repartycyjnego do kapitałowego nie da się przejść w społeczeństwie, w którym – tak jak w Polsce – 1/3 wyborców żyje z emerytur, a 1/3 budżetu przeznaczana jest na te emerytury. Moje środowisko mówiło to w 1998 roku, gdy Balcerowicz z Rostowskim upierali się, że się da. To my mieliśmy rację.
Dziś Balcerowicz dla ratowania OFE proponuje reformy, których nie przeprowadził wtedy, kiedy mógł. Owszem, są one konieczne i możliwe z ekonomicznego punktu widzenia, choć nie wiem, czy są możliwe z politycznego punktu widzenia.
Owszem, gospodarka potrzebuje prywatyzacji, a przywileje emerytalne należy zlikwidować. Bez względu na OFE! Nie są one wartością samą w sobie – przeciwnie. Krytykujemy je z powodów fundamentalnych: ekonomicznych i etycznych. Są one elementem złego systemu emerytalnego opartego na opodatkowaniu pracy. A zbyt wysokie podatki nakładane na pracę są najgorszymi z podatków. Tworzą „klin podatkowy" i obniżają popyt na pracę, bo czynią ją droższą. A to praca jest podstawowym źródłem „bogactwa narodów" – jak pisał Adam Smith.
Sama gra na giełdach, polegająca na kupowaniu i sprzedawaniu akcji, bogactwa tego nie tworzy. Nie tworzy go też kupowanie obligacji skarbowych. Najgorsza jest zaś kuriozalna redystrybucja części tego bogactwa od przedsiębiorców i ich pracowników do sektora finansowego. A więc od biedniejszych do bogatszych. Właściciele OFE zainkasowali już z odebranych nam pod przymusem pieniędzy 16 mld zł. Na czysto. I to nie za dobre wyniki – bez względu na nie.