A przynajmniej takie wrażenie można odnieść z kontaktów z ich przedstawicielami. Możliwe też, że liczą na to, iż ludzie – zwłaszcza starsi – nie bardzo się w tych sprawach orientują i wezmą wszystko, zwłaszcza jeśli przyjaźnie nazywa się „Gwarancją stałej ceny". Bo przecież wszystko tylko drożeje.
Kilka tygodni temu zadzwoniła do mnie znajoma w podeszłym wieku z pytaniem, co robić, bo zadzwonił do niej bardzo uprzejmy pan z Tauronu. Zaproponował super ofertę: stałą cenę prądu na dwa lata. Nie wspomniał przy tym o innych opłatach, a przecież sama cena prądu jest tylko częścią ostatecznej kwoty na rachunku. Wstępnie się zgodziła, ale jeszcze się wolała skonsultować.
Nieco się zdziwiłem. Nie tylko tym, że już wtedy wiadomo było, że ceny dla odbiorców indywidualnych od 1 lipca spadną. Niewiadomą była tylko skala obniżki. Także tym, że nie przypominam sobie sytuacji, by kiedykolwiek takie telefony pojawiały się przed wejściem w życie cenników z podwyżkami – co faktycznie oznaczałoby oszczędności dla odbiorców.
Jasne, że taką ofertę warto przeanalizować biorąc pod uwagę to, ile prądu zużywamy i ile faktycznie mamy szansę zaoszczędzić. Pamiętając, że to umowa na dwa lata, a cenniki zmieniają raz w roku (ta lipcowa zmiana jest wyjątkowa, bo ceny zakupu energii na rynku hurtowym spadają od wielu miesięcy i Urząd Regulacji Energetyki uznał, że nie będzie czekać do końca roku).
Od kilku dni już wiadomo, jak będzie wyglądać najbliższa zmiana: 11 czerwca URE zatwierdził niższe taryfy Enei, Energi i PGE. Kilka dni wcześniej właśnie Tauronu Sprzedaż. Skala obniżek? W okolicach 4 proc.