W „Sell in May and go away" – tak brzmi stare giełdowe porzekadło, które swego czasu na mój prywatny użytek przetłumaczyłem na „sprzedaj w maju akcje i jedź na wakacje". W tym roku w maju pojawiło się całkiem sporo komentarzy, których autorzy twierdzili, że tym razem owa reguła się nie sprawdzi. Rynek rósł, pogoda była dobra i pozornie nic nie zapowiadało, że może być inaczej.

Przekonanie o wzroście na rynku akcji brało się m.in. z tego, że konsekwencją cięcia stóp procentowych przez NBP był spadek oprocentowania lokat i napływ pieniędzy do funduszy inwestycyjnych. Na dodatek obligacje w maju miały niskie rentowności i naprawdę trudno było oczekiwać, że hossa na tym rynku będzie jeszcze trwała. Szukającym zysków pozostawało więc pozornie tylko lokowanie pieniędzy w fundusze inwestujące w akcje.

Od lat czytam komentarze i analizy giełdowe i nieraz znalazłem w nich zdanie, że „większość się myli". W niektórych wariantach tego zdania pojawiały się jeszcze słowo „zazwyczaj" lub „przeważnie", które miało na wszelki wypadek uzasadnić ewentualny wyjątek od reguły. Majowa zgodność aż się prosiła o dostrzeżenie reguły o mylącej się większości. Tym bardziej że były sygnały mogące świadczyć o tym, że nie wszystko z naszymi spółkami i gospodarką jest OK. A także o tym, że inwestorzy zagraniczni na rynki wschodzące, czyli także na polską giełdę, patrzą coraz ostrożniej.

Dwie ostatnie sesje w ubiegłym tygodniu sprowadziły nasze indeksy do poziomu z początku maja. Półtoramiesięczne wzrosty zostały oddane w dwa dni, a WIG20 dołączył do licznego grona tych wskaźników koniunktury na rynkach wschodzących, które od początku roku straciły 10 i więcej procent.

Przyznam, że nie wiem, co się stanie na najbliższych sesjach. Ale jako osoba ufająca starym regułom nie wykluczam, że na rynku będzie jeszcze taniej. I być może okaże się, że część osób zacznie sobie przypominać kolejne stare giełdowe powiedzenie: „cash is king" (liczy się tylko gotówka – to takie robocze tłumaczenie). Osobną sprawą jest waluta tej gotówki. Kto – po wypowiedzi premiera, że uda się nam zaoszczędzić na obsłudze długu zagranicznego – w początku maja sprzedał akcje i złotówki zainwestował w dolary lub euro, zapewne tego na razie nie żałuje.