Najstarszy bank międzynarodowy podsumował efekty prowadzonej od blisko dwóch lat polityki głównych banków centralnych na świecie. Orzekł, że rekordowo niskie stopy procentowe nie pomogły gospodarkom. Ba, nawet im szkodzą.
Niewykluczone, że i u nas za chwilę słychać będzie głosy rozczarowania. Ostatnio jeden z członków zarządu banku centralnego przypomniał tym, którzy za mocno uwierzyli w siłę taniego pieniądza, że nie gwarantuje on rozwoju gospodarki.
A nadzieje są ogromne. Ma je nie tylko minister finansów, ale też szereg ekonomistów, którzy zarzucali władzom monetarnym zbyt konserwatywną politykę, kiedy cały świat drukował pieniądz na potęgę. Niskie stopy mają pobudzić konsumpcję i sprawić, że firmy zaczną więcej inwestować. Na razie tych pozytywnych efektów nie widać i nawet sami członkowie władz monetarnych przyznają, że nie wiadomo kiedy i czy w ogóle się pojawią. Obniżki kosztu pieniądza miały też wpłynąć na osłabienie złotego i w rezultacie poprawić konkurencyjność firm produkujących na eksport. Rzeczywiście eksporterzy radzą sobie coraz lepiej, ale na pewno nie jest to zasługa polityki banku centralnego.
Odpowiadając na postawione w tytule pytanie, złośliwy rzekłby, że banki centralne na świecie dotychczas najbardziej pomogły sprytnym rynkowym graczom, którzy najpierw tanim kapitałem napompowali rynki obligacji, a potem zdążyli z nich uciec. Efekty, w postaci nurkujących cen obligacji rządowych, widzimy teraz. Eksperyment z darmowym pieniądzem udowodnił jedno: tania kasa to nie wszystko. Pobudzanie gospodarki nie jest rolą banków centralnych, ale skutecznej polityki rządzących. Bo dopiero dobrze zainwestowany pieniądz to szansa na wzrost gospodarczy.