Jego zdaniem (tym razem to już cytat z prawdziwej wypowiedzi), gospodarka najgorsze ma już za sobą, a droga do ożywienie jest otwarta.
Pojedyncze symptomy, że rzeczywiście idzie ku lepszemu, już się pojawiły. Ostatnio wzrósł popyt na kredyty konsumpcyjne. Delikatnie pozytywne informacje popłynęły też od przedsiębiorstw przemysłowych, które swoją przyszłość widzą w nieco łagodniejszym odcieniu czerni niż jeszcze miesiąc temu. Zatrudnienie w firmach ciągle spada, ale już nie tak szybko jak dotychczas, przez co część ekonomistów przebąkuje o punkcie zwrotnym na rynku pracy. Dzięki zaś niskiej inflacji więcej pieniędzy Polakom zostaje w portfelach, co w niedalekiej przyszłości może przełożyć się na nieco wyższe wydatki w sklepach.
Także Rada Polityki Pieniężnej podkreśla, że od drugiej połowy bieżącego roku – wraz z oczekiwaną poprawą koniunktury na świecie – prognozowane jest stopniowe przyspieszenie dynamiki PKB. Co nie oznacza jednak, że cały rok zakończymy ze świetnym wynikiem. Lipcowa projekcja NBP pokazuje, iż w 2013 r. z 50 proc. prawdopodobieństwem wzrost PKB będzie mieścił się przedziale 0,5–1,7 proc., tymczasem jeszcze w marcowej projekcji była mowa o wyższych wskaźnikach – w przedziale 0,6–2 proc.
RPP chyba już rzeczywiście zrobiła wszystko co mogła, by pomóc gospodarce. Dalsze obniżki stóp procentowych nie wydają się konieczne. Szkoda, że tego samego nie można powiedzieć o drugiej nodze instytucjonalnego wsparcia dla gospodarki – polityce fiskalnej. Zamiast prawdziwych reform, rząd w ostatnich miesiącach skupił się na udowadnianiu jak wielkim złem są OFE. Przydałoby się więcej takiego zaangażowania i werwy we wprowadzeniu zmian w wydatkach publicznych, które być może okazałyby się bolesne dla niektórych grup społecznych, ale w dłuższym okresie dałyby pole manewru do działań prowzrostowych także ze strony rządu.