Opinia Ryszarda Petru

Lekcja zbytniego optymizmu ministra finansów wszystkich nas będzie kosztować, bowiem populiści progów ostrożnościowych bać się już nie będą – pisze przewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich i partner PwC.

Publikacja: 01.08.2013 00:19

Ryszard Petru

Ryszard Petru

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Od marca mniej więcej widać było, że deficyt budżetowy znacznie przekroczy ten planowany. Po trzech miesiącach ubytek w kasie wynosił 68 procent planu, podczas gdy dochody zrealizowano  tylko w 20 procentach. Takie sytuacje się zdarzają, co więcej, Ministerstwo Finansów nieraz przez takie rafy przechodziło.

Można się było zabezpieczyć

Pod koniec 2012 roku, kiedy w obliczu spowalniającego wzrostu rząd, dokonując korekty budżetu na ten rok, brał zapewne pod uwagę, że scenariusz może być jeszcze gorszy niż założony. Zwykle w takich sytuacjach Ministerstwo Finansów „zabezpiecza" się na taką ewentualność, prognozując niską inflację, ale też i bardziej konserwatywną dynamikę wzrostu. Każdy minister woli bowiem superatę niż manko w kasie. Szczególnie w sytuacji, kiedy dług do PKB przekracza 50 proc., co ogranicza pole manewru, o czym wszyscy w resorcie finansów doskonale wiedzą.

Innym rozwiązaniem było założenie większego deficytu, zakładając bezpiecznie niższe dochody, niż wynikające z prognozy, aby później być mile zaskoczonym. Lub przynajmniej zaskoczonym nie być. Żadnego z tych ruchów jednak nie wykonano.

W ostatnim raporcie Komisja Europejska zwraca uwagę na ciągłe niedoszacowywanie przez Polskę dochodów budżetowych w okresie spowolnienia. Innymi słowy, gdy nasza gospodarka spowalnia, dochody budżetowe spadają silniej niż zwalnia gospodarka, a resort finansów jakoby nie jest w stanie tego przewidzieć. Nie wierzę, aby po 24 latach gospodarki rynkowej Ministerstwo Finansów mogło popełniać tak szkolne błędy.

To nie był błąd, raczej wiara, że najgorsze już za nami, a jak będzie źle, to będzie można składkę do otwartych funduszy emerytalnych zawiesić. Za bardzo uwierzono w Zieloną Wyspę. 2011 był wyjątkowo złudny, po nim bowiem przyszedł znacznie gorszy 2012, z istotnym pogorszeniem dopiero w drugiej połowie roku, bo pierwsze wypadło wyjątkowo dobrze ze względu na boom inwestycyjny napędzany Euro 2012.

Tuż po Euro wraz ze spowalniającą gospodarką znacznie zwolnił też silnik publicznych inwestycji.  No i weszliśmy w jeszcze gorszy rok 2013, gdzie inwestycje publiczne są znacznie niższe niż przed rokiem, tym samym negatywnie wpływając na wzrost PKB, a konsumpcja Polaków nie jest już wspierana obniżkami podatków – wręcz odwrotnie – obciążenia podatkowe nieco nawet wzrastają. Stąd też tak słabe dochody budżetowe. Minister Finansów zapewne wciąż miał nadzieję na odbicie w gospodarce, licząc zapewne, że gdyby ubytek dochodów zamknął się kwotą rzędu 15 miliardów złotych, udałoby się ją „rozłożyć" w budżecie, przesuwając część deficytu na rok kolejny.

Rząd  w pułapce

Dziura okazała się jednak większa, a przesunięcie jej na przyszły rok oznaczałoby taki sam jak obecnie problem z deficytem, tyle że wszystko to działoby się znacznie bliżej wyborów. Cały obecny problem wynikał z próby zbyt szybkiego zejścia z deficytem i relatywnie zbyt ekspansywnej polityki fiskalnej w poprzednich latach.

W konsekwencji wprowadziło to rząd w pułapkę, z której były tylko dwa wyjścia: albo dokonać 24 miliardów oszczędności, ale zawiesić działanie zasad związanych z przekroczeniem pierwszego progu długu publicznego. Gdyby ministerstwo wcześniej brało taki scenariusz pod uwagę, to podobnie jak w 2009 roku ograniczyłoby część wydatków bieżących, unikając kumulacji cięć w ostatnim kwartale tego roku. A przede wszystkim bardziej konserwatywnie prognozowałoby tegoroczny budżet. No cóż, ta lekcja zbytniego optymizmu wszystkich nas będzie kosztować, bowiem populiści progów bać się już nie będą.

Od marca mniej więcej widać było, że deficyt budżetowy znacznie przekroczy ten planowany. Po trzech miesiącach ubytek w kasie wynosił 68 procent planu, podczas gdy dochody zrealizowano  tylko w 20 procentach. Takie sytuacje się zdarzają, co więcej, Ministerstwo Finansów nieraz przez takie rafy przechodziło.

Można się było zabezpieczyć

Pozostało 91% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację