Kilka pytań bez odpowiedzi

Wszelkie rozważania na temat stanu gospodarki w Polsce muszą milcząco zakładać domniemanie rzetelności danych.

Publikacja: 06.06.2019 21:00

Kilka pytań bez odpowiedzi

Foto: Adobe Stock

Pierwsze oficjalne dane GUS o gospodarce na początku tego roku wywołały wśród części analityków coś na kształt euforii i pociągnęły za sobą falę entuzjastycznych rewizji w górę prognoz wzrostu PKB w tym roku. A w niektórych wypadkach również w przyszłym. „Wzrost na piątkę", „Kuloodporna gospodarka" – to tylko niektóre z tytułów komentarzy skierowanych do klientów banków komercyjnych. Czy ten entuzjazm jest uzasadniony?

GUS twierdzi, że wzrost gospodarczy w Polsce w I kwartale wyniósł 4,7 proc. r./r., a po odsezonowaniu – 1,5 proc. kw./kw. Oficjalne szacunki potwierdzają więc niewielki spadek dynamiki PKB z 4,9 proc. w IV kw. 2018 r. w ujęciu rok do roku oraz solidne przyspieszenie w ujęciu kwartał do kwartału po 0,5 proc. w IV kw. ubiegłego roku. Inwestycje przyspieszyły z 8,2 proc. r./r. w I kw. 2018 do 12,6 proc. teraz.

Spadek dynamiki konsumpcji prywatnej z 4,2 proc. r./r. do 3,9 proc. został zrekompensowany wzrostem konsumpcji publicznej z 4,7 proc. r./r. do 6,4 proc. Eksport netto dodał do dynamiki PKB 0,7 pkt proc., a rezydualne zapasy, które przy kolejnych aktualizacjach zostaną prawdopodobnie zgodnie z tradycją GUS „rozsmarowane" po kolejnych kwartałach, według aktualnego przybliżenia ujęły z kolei z dynamiki PKB 1,1 pkt proc.

Nieco wcześniej nasz urząd statystyczny oszacował wzrost produkcji przemysłowej i budowlano-montażowej w I kw. na blisko 4 proc. kw./kw. To wskazywałoby na jeden z lepszych kwartałów dla przemysłu w ostatnich latach. Inwestycje firm zatrudniających od 49 pracowników przyspieszyły – według innych danych GUS – w I kw. do 21,7 proc. r./r., po 14,1 proc. w IV kw. 2018.

Statystyczny obraz naszej gospodarki, wyłaniający się z oficjalnych danych, prowokuje do wielu pytań, na które brak jednoznacznych odpowiedzi. Skąd bowiem tak daleko idący rozjazd twardych danych zbieranych przez GUS i silnie z nimi kontrastujących negatywnych nastrojów w indeksach PMI w kraju, jak też – co dla nas tradycyjnie istotne – w Niemczech, gdzie przemysł jest w głębokiej recesji?

Tempo, w jakim zmniejszała się liczba nowych zleceń eksportowych, jeszcze w kwietniowym badaniu PMI w Polsce było jednym z najszybszych od dziesięciu lat. Poziom zatrudnienia obniżył się najszybciej od ponad sześciu lat. Słaby komponent zatrudnienia jest istotny, bo w globalnych łańcuchach produkcji dochód z pracy stanowi główny czynnik wpływający na krajowy wzrost gospodarczy. Prognozy przyszłej 12-miesięcznej produkcji były jednymi z najgorszych od 2013 r.

Miękkie dane, zbierane z ankiet w firmach, wskazywałyby na dynamikę PKB niewiele przekraczającą w I kw. 4 proc. GUS oszacował wzrost na 4,7 proc. Czy wieloletnia korelacja między dynamiką PKB w Niemczech i w Polsce uległa odkształceniu? A jeśli tak, to z jakich powodów? Dlaczego wciąż mamy dualizm podawanych przez urzędy statystyczne rozbieżnych danych o saldzie obrotów handlowych między Polską a Niemcami?

Statystyka to zaufanie

Statystyczne dane o gospodarce to nie tylko liczby. To także zdolność klarownego wyjaśniania wątpliwości związanych z danymi. Całkiem niedawno w raporcie rządowego National Sample Survey Office (jeden z departamentów Ministerstwa Statystyki) w Indiach pojawiła się informacja, że 39 proc. firm włączonych do bazy danych używanych przy szacowaniu PKB to przedsiębiorstwa zamknięte, nie do zlokalizowania lub błędnie sklasyfikowane. To było przynajmniej uczciwe i otwarte wyjaśnienia wielu wątpliwości, jakie wśród inwestorów budziły dane statystyczne.

Przytaczając ten indyjski przykład, chciałbym mocno podkreślić, że wszelkie rozważania na temat stanu gospodarki w Polsce muszą milcząco zakładać domniemanie rzetelności danych. W przeciwnym bowiem przypadku zawsze wkraczamy w obszar bardzo niebezpieczny, jakim jest postawienie pod znakiem zapytania jakości i wiarygodności szacunków dotyczących rachunków narodowych.

Jeśli chodzi o zaufanie do własnych badań, to GUS chyba czuje pismo nosem. Mogłyby o tym świadczyć choćby wyjaśnienia na temat rozbieżności między oficjalnymi wskaźnikami a wysokością odczuwalnej przez konsumentów inflacji. Oprócz różnych „psychologicznych mechanizmów zakłóconej percepcji", na które wskazuje GUS, tłumacząc się, wyjaśnił też, że dane ankietowe o cenach zbiera zaledwie z kilku procent stale tych samych punktów sprzedaży w Polsce (z blisko 35 tys. na ponad 360 tys. sklepów, nie licząc targowisk i innych miejsc okazjonalnego handlu; zbiera ceny ok. 1,4 tys. towarów i usług), co może mieć wpływ na rzetelność uśrednionych odczytów.

Co do gospodarstw domowych – stwierdza GUS –„jakość zebranych danych (...) ma istotny wpływ na wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych". A ludzie mówią ankieterom tylko to, co chcą powiedzieć. W sprawie cen konsumpcyjnych GUS zrobił przynajmniej krok naprzód w kierunku otwartości.

Skąd ten eksport, skąd te inwestycje

W kwestii wielu innych danych z naszej gospodarki, co do których można mieć poważne wątpliwości, wciąż na podobne kroki czekamy. A to otwiera pole dla mniej lub bardziej udokumentowanych domysłów.

I tak, większość prób objaśnienia rosnącego popytu na polskie produkty ze strony hamującej gospodarki niemieckiej atrakcyjnością cenową naszych producentów i dywersyfikacją geograficzną eksportu brzmi mało przekonująco i nosi raczej cechy intelektualnych spekulacji. Czy miałoby to bowiem oznaczać, że kiedy nastąpi przyspieszenie tempa wzrostu w Niemczech, to spadnie dynamika substytucyjnego eksportu z Polski?

Wysoka kontrybucja eksportu netto do PKB w Polsce, przy niskim popycie zewnętrznym i wysokim popycie konsumpcyjnym w kraju – w mojej ocenie – pozostaje wciąż zjawiskiem tajemniczym i trudnym do objaśnienia w świetle znanych i ugruntowanych zależności makroekonomicznych.

Nieco łatwiej poradzić sobie można natomiast z próbą rozwikłania innej zagadki, jaką jest nieoczekiwany wystrzał inwestycji przy niezmiennie akcentowanej niepewności i nieufności do stabilizacji otoczenia instytucjonalno-prawnego. Tu wiele wskazuje raczej na sprawczą rolę klasycznego cyklu absorbcji funduszy unijnych i przedwyborczego jeszcze cyklu politycznego, czyli czynniki oderwane od cyklu koniunkturalnego.

Na taki trop wskazywałyby choćby informacje o budżetach samorządów w I kw. tego roku. Wydatki majątkowe JST (jednostek samorządu terytorialnego – red.) wzrosły o 31,0 proc. r./r., po 32,3 proc. r./r. w IV kw. 2018 r. Cykl absorbcji funduszy jest nie tylko krótkotrwały, wrażliwy na wybory, ale też szybko wygasający.

Nie wydaje mi się trafne twierdzenie o „zerwaniu się do lotu" prywatnych inwestycji. Chyba że za reprezentantów sektora prywatnego uznajemy spółki zależne od Skarbu Państwa. Duzi inwestorzy zagraniczni bowiem nigdy nie zredukowali inwestycji w Polsce do zera.

Zarówno ten historycznie znany, jak i prognozowany przebieg ścieżki PKB wskazuje – moim zdaniem – na opóźnione spowolnienie cyklicznego wzrostu, do czego przyczyniają się zarówno wysoka konsumpcja krajowa, jak i wspomniany cykl absorbcji funduszy unijnych. Równocześnie, po ustąpieniu efektów przejściowych, wystawia nas to na ryzyko dłużej trwającego i ostrzejszego hamowania, które powinno dać o sobie znać, począwszy już od drugiej połowy tego roku i trwać aż po lata 2021–2022.

U? Jakie U?

Nadzieje, wyrażane czasem przez niektóre ośrodki analityczne, że przebieg ścieżki PKB przybierze kształcie litery U, czyli lekko wyhamuje w pierwszej połowie tego roku, po czym nastąpi odbicie wzrostu już w drugiej połowie roku, po zaserwowaniu gospodarce pakietu stymulacyjnego ze strony polityki fiskalnej wspierającego konsumpcję, są słabo umocowane analitycznie. Zakładają bowiem nie tylko polepszenie sytuacji w zewnętrznym otoczeniu makroekonomicznym (na co zdecydowanie nie wskazuje pogłębiona analiza danych o dekompozycji PKB na początku roku w najważniejszych regionach świata), ale również domniemanie nieistotnego wpływu wzrostu cen na realny fundusz wynagrodzeń, czyli – konsekwentnie – brak wzrostu stóp procentowych oraz umiarkowanie negatywny wpływ stymulacji na bilans sektora finansów publicznych.

Pozytywny scenariusz wzrostu, przyjmującego kształt litery U, musiałby zakładać silne oddziaływanie antycyklicznej polityki fiskalnej i monetarnej, podtrzymujących dynamikę obserwowanego PKB (wbrew cyklowi koniunkturalnemu) na poziomie przewyższającym potencjał, bez generowania rosnących nierównowag makroekonomicznych (bez presji inflacyjnej, bez trwałego wzrostu deficytu fiskalnego; bez mocnego wzrostu deficytu w obrotach bieżących).

Cuda czasem się zdarzają, ale na poziomie polityki gospodarczej – szczególnie w średnim i dłuższym okresie, gdzie króluje cykl koniunkturalny – raczej rzadko. Impuls rzędu 2 proc. PKB, zaplanowany na dwa lata, jest zbyt słaby, by poradzić sobie z cyklem, ale na tyle silny, by wzmocnić inflacyjną presję płacową i poprzez efekty drugiej rundy presję inflacyjną, oraz wytworzyć napięcia w finansach publicznych. Przy czym – dodajmy – nikt dziś nie jest w stanie przewidzieć, co stanie się z cenami energii w przyszłym roku, wobec czego prognozowana ścieżka inflacyjna w okresie najbliższych 12 miesięcy pozostaje wyłącznie grubym przybliżeniem.

Obawiam się, że dane o gospodarce polskiej w drugim kwartale tego roku jeszcze bardziej umocnią entuzjazm, przesłaniając nie tylko czynniki ryzyka, ale również osłabiając dociekliwość w kwestii trudnych pytań, pozostających – jak do tej pory – bez odpowiedzi.

Autor jest głównym ekonomistą Polskiej Rady Biznesu, dwukrotnym zwycięzcą w konkursie NBP i „Rzeczpospolitej" na najlepszego analityka makroekonomicznego roku

Pierwsze oficjalne dane GUS o gospodarce na początku tego roku wywołały wśród części analityków coś na kształt euforii i pociągnęły za sobą falę entuzjastycznych rewizji w górę prognoz wzrostu PKB w tym roku. A w niektórych wypadkach również w przyszłym. „Wzrost na piątkę", „Kuloodporna gospodarka" – to tylko niektóre z tytułów komentarzy skierowanych do klientów banków komercyjnych. Czy ten entuzjazm jest uzasadniony?

Pozostało 95% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację