Niepiękna katastrofa

Wiele międzynarodowych firm informatycznych pracujących dla sektora publicznego świadomie nie walczy o takie zamówienia w Polsce, czasem szukając bezpiecznej formuły podwykonawcy czy doradcy – wskazuje Borys Stokalski.

Publikacja: 04.10.2013 10:29

Niepiękna katastrofa

Foto: materiały prasowe

Red

Opublikowany 1 sierpnia 2013 r. raport firmy Euler-Hermes na temat upadłości firm pokazuje, że w liczbie upadłości (notabene – najwyższej od dekady) niechlubnym liderem pozostaje branża budowlana. To ta sama branża, która miała być beneficjentem ogromnych inwestycji związanych z modernizacją infrastruktury drogowej, hotelowej i miejskiej planowaną w związku z Euro 2012.

Według autorów raportu największe problemy mają firmy z południa Polski, gdzie „koncentrują się głównie problemy firm wyspecjalizowanych w budowie dróg i innych obiektów infrastruktury". Wniosek, choć przewrotny, nasuwa się tylko jeden: wygląda na to, że udało się znaleźć skuteczną metodę niszczenia całych sektorów gospodarki za pomocą inwestycji realizowanych ze środków publicznych.

Państwo unika jakiegokolwiek ryzyka

Z tego punktu widzenia zapowiedzi wielomiliardowych środków na inwestycje w „infostrukturę" naszego państwa zawarte w „Programie zintegrowanej informatyzacji państwa" muszą budzić mieszane uczucia.

Z jednej strony takie zapowiedzi cieszą firmy informatyczne jako podmioty, które pośrednio powinny być beneficjentami tych środków. Z drugiej strony pojawia się pytanie: czy w raportach na temat upadłości za parę lat do grona liderów dołączy sektor IT?

Nie jestem specjalistą od budownictwa, ale mam przeczucie, potwierdzane przez doniesienia pojawiające się w mediach, że najważniejszą przyczyną problemów firm budowlanych nie był brak kompetencji technicznych czy zdolności zarządzania, tylko praktyka planowania i nadzoru nad inwestycjami po stronie zamawiającego, jaka coraz częściej towarzyszy też inwestycjom informatycznym. W największym skrócie i uproszczeniu, jest to praktyka unikania jakiegokolwiek ryzyka przy podejmowaniu decyzji o wyborze dostawców oraz w procesie nadzoru nad przebiegiem inwestycji – szczególnie w procesie zarządzania zmianami w projekcie.

Stwarzając pozory należytej staranności w wydawaniu publicznych pieniędzy, inwestorzy (urzędnicy państwowi, a czasem również i menedżerowie spółek Skarbu Państwa) odcinają się od wszelkiej współodpowiedzialności za skuteczne osiąganie celów inwestycyjnych.

Podstawowym, a de facto jedynym kryterium wyboru dostawców staje się cena. Jednocześnie umowy skonstruowane są w sposób skrajnie niesymetryczny, obciążając dostawców absurdalnym z punktu widzenia wyceny ryzykiem.

To ryzyko nie jest w większości dobrze zabezpieczone, bo uwzględnienie go w wycenach skazuje rzetelnego dostawcę na porażkę z powodu zbyt drogiej oferty. A ryzyko zawsze w jakiejś części się materializuje – zdarza się to w każdym długotrwałym projekcie, niezależnie od woli, zaangażowania i umiejętności wykonawców.

Przykładem może być sytuacja, gdy wysyp projektów „na Euro" spowodował taki wzrost cen materiałów budowlanych, że kosztorysy wielu projektów okazały się nierealistyczne. W takiej sytuacji okazało się jednak, że dla zamawiającego trzymanie się litery kontraktu jest ważniejsze niż sukces inwestycji.

Zapowiedzi wielomiliardowych środków na inwestycje w „infostrukturę" naszego państwa zawarte w Programie Zintegrowanej Informatyzacji Państwa muszą budzić mieszane uczucia

Dlaczego? Bo w ukształtowanej dziś praktyce zamówień publicznych mierzalnym sukcesem jest w pierwszej kolejności brak zarzutów wobec działań podejmowanych przez urzędników, a nie realizacja celów inwestycji.

I tak coś co w relacjach biznesowych załatwiłby dobrze wynegocjowany aneks, w sektorze publicznym prowadzi do absurdalnych (z punktu widzenia celów inwestycji) przepychanek formalnoprawnych, które w najlepszym wypadku kończą się tym, że dostawca kończy projekt „pod wodą", czasem zostawiając zamawiającego z problemami jakościowymi, których rozwiązania nie da się formalnie wyegzekwować. W trudniejszych przypadkach wykonawca nie jest w stanie realizować projektu i schodzi z placu budowy.

Słabe wyniki dużych projektów obciążają wyniki firm. Efektem jest oczywiście restrukturyzacja, a tam, gdzie inwestycje publiczne stanowią dużą część portfela zamówień – upadłości.

Niewykorzystany potencjał branży IT

Wiele międzynarodowych firm informatycznych pracujących dla sektora publicznego świadomie nie podejmuje walki o zamówienia publiczne w Polsce, czasem szukając dla siebie bezpiecznej formuły podwykonawcy, doradcy lub dostawcy technologii. Firmy polskie – parafrazując powiedzenie Mistrza – grają jak im Klient pozwala, bo jeżeli chcą realizować zamówienia dla sektora publicznego, to nie mają wyboru.

Dla przemysłu informatycznego, którego wpływ na PKB i rynek pracy jest dziś większy niż górnictwa, dobrą wiadomością jest to, że sektor publiczny to dziś zaledwie 12,7 proc. całości rynku IT (IDC, Poland Vertical Markets 2012–2016 IT Spending Forecast). Praktycznie wszystkie duże firmy informatyczne gros przychodów realizują we współpracy z sektorem prywatnym.

Jednak sektor publiczny oraz energetyka przechodząca transformację związaną z urynkowieniem i budową inteligentnej infrastruktury, to dzisiaj ważne obszary wzrostu tego przemysłu. Dlatego zjawiska, jakie wpłynęły na fatalną kondycję budownictwa infrastrukturalnego, mogą odbić się negatywnie zarówno na „okrętach flagowych" polskiej informatyki, jak i na mniejszych graczach.

Zmiany pilnie potrzebne

Potrzebne są energiczne zmiany w sposobie stosowania prawa zamówień publicznych (o czym się mówi, ale tylko mówi, od wielu przecież już lat), kryteriach wyboru dostawców rozwiązań, a zwłaszcza w podejściu do kształtowania i egzekwowania relacji kontraktowych. To nie prawnicy powinni – jak to się niestety często dzieje – nadawać ton przebiegowi projektów, tylko ludzie odpowiedzialni za modernizacyjne zmiany, jakie mają się dokonać za pomocą budowanych rozwiązań teleinformatycznych. Inaczej realizacja pomysłów związanych z wdrażaniem strategii „Sprawne państwo" i zintegrowanej informatyzacji skończy się kolejną katastrofą.

Niestety, nie będzie to katastrofa piękna, a jedynie żenująca wobec działań promujących polski sektor nowych technologii na arenie międzynarodowej, takich jak choćby bardzo udane partnerstwo strategiczne na targach CEBIT.

Borys Stokalski

—Śródtytuły pochodzą od redakcji

Autor jest członkiem Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji oraz prezesem spółki Infovide-Matrix

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację