Jesteśmy na drugim miejscu w Europie pod względem ilości zażywanych leków. To, ile kosztują, jest bardzo ważne dla wielu milionów Polaków. Nic zatem dziwnego, że politycy – trudno dociec, czy bardziej troszcząc się o zdrowie obywateli, czy też o słupki w sondażach popularności – mocno naciskają na firmy farmaceutyczne, by obniżały ceny. Ale ta walka o ceny ma również swoją cenę, która tym razem może okazać się za wysoka!
Płacąc za specyfik znajdujący się na liście leków refundowanych, finansujemy tylko część jego rzeczywistej wartości. Resztę producenci farmaceutyków otrzymują ze środków publicznych. Dzięki temu nawet osoby o bardzo ograniczonych dochodach mają szansę korzystać z dobrodziejstwa, jakim są leki.
Co dwa lata odbywają się negocjacje prowadzone przez Komisję Ekonomiczną Ministerstwa Zdrowia z firmami farmaceutycznymi w sprawie cen. Właśnie zakończyła się ich pierwsza runda. Już teraz wieści z tych negocjacji są zapowiedzią poważnych kłopotów, do jakich na rynku leków może dojść w styczniu 2014 roku. Może się wówczas okazać, że część leków zniknie, a część stanie się niedostępna, ze względu na wywożenie ich poza Polskę. Dlaczego tak będzie się działo?
Eksport, który nie cieszy
Duża część firm nie może się dogadać z urzędnikami Ministerstwa Zdrowia. Żądają oni znaczących obniżek obowiązujących obecnie cen (zatwierdzonych przez tych samych urzędników dwa lata temu!) sięgających czasami 60 proc. obecnej ceny, a niekiedy nawet większych. Pozostaje dla mnie zagadką, jak odpowiedzialny partner – a w tym przypadku partnerem dla firm jest rząd – może oczekiwać tak drastycznych obniżek, licząc jednocześnie na zapewnienie dostaw – niezbędnych przecież leków – w ilościach pokrywających zapotrzebowanie rynku. To nie są negocjacje, to dyktat.
Polityka cenowa Ministerstwa Zdrowia, prowadzona podobno w trosce o polskich pacjentów, skutkuje rosnącym zjawiskiem tzw. eksportu równoległego. Co to takiego? Zgodnie z regulacjami obowiązującymi na terenie Unii Europejskiej każdy ma prawo sprowadzić lek z innego kraju, jeśli jest on tańszy niż na lokalnym rynku.