Podnoszone jest także to, że Stany Zjednoczone są praktycznie jedynym krajem świata, który nie ma twardych ograniczeń emisyjnych, gdyż dolar ciągle jest walutą światową. I będzie tak – według popularnego powiedzenia polityków – tak długo jak długo „amerykański żołnierz będzie stacjonował w 50 krajach świata", rynek ropy będzie rozliczany w dolarach, a Chiny posługiwać się będą juanodolarem.
Z owego prawa nieograniczonej emisji Fed skorzystał po kryzysie hipotecznym. „Ilościowe luzowanie" od początku budziło obawy, że dmuchana jest nowa bańka, której pęknięcie może spowodować galopującą inflację. Mówiło się też o ryzyku uzależnienia od stałego zasilania pustym pieniądzem; efekt odstawienia mógł w realnej gospodarce powodować ciężkiego kaca.
Obie wątpliwości są częściowo rozstrzygnięte. Po prawie pięciu latach kolejnych QE bańka nie pękła (przeciwnie: inflacja spadła do 1 proc.). System bankowy się nie rozleciał (pytanie: czy tak samo byłoby bez luzowania należy do historii alternatywnej). Gospodarka realna stopniowo zaczęła odbijać się od dna (pytanie: czy tak byłoby bez...). Pozostał problem wyjścia z „ilościowego luzowania".
I ku zaskoczeniu inwestorów niemal dokładnie w dniu urodzin Fed zmniejszył skalę dodruku pieniądza. Wprawdzie tylko o 10 mld dolarów (to jak leczenie alkoholizmu poprzez zmniejszenie dawki trunku z litra do trzech ćwiartek), ale jednak. I nic wielkiego się nie stało. Rynki przyjęły tę decyzję pozytywnie. Indeksy giełdowe lekko wzrosły, a dolar się umocnił. Do końca dodruku jeszcze daleko, ale pierwszy krok został zrobiony. Krok ostatni będzie zapewne początkiem nowego megacyklu, w którym na przemian będziemy obawiać się albo o wzrost gospodarczy, albo o inflację.
Na swój sposób i naszą skalę wkrótce staniemy wobec podobnego problemu. Do tej pory dodatkowy pieniądz był wpychany na nasz rynek kapitałowy poprzez OFE. W istocie było to trochę podobne do ilościowego luzowania, tyle że dokonywało się nie w wyniku decyzji władzy monetarnej, lecz powiedzmy po prostu Władzy. Osławiona zmiana w zasadach funkcjonowania OFE, konieczność przekazania przez fundusze do ZUS 51,5 proc. posiadanych środków oraz ryzyko przekroczenia limitów wyznaczonych dla akcji spółek oznacza dekapitalizację rynku finansowego podobną do redukcji QE.