Ekonomia to piękna nauka pod warunkiem, że jest nauką, a bardzo często nie jest. Wielu ludzi określających siebie i będących przez innych określanymi ekonomistami z nauką ma niewiele wspólnego. Zajmują się lobbingiem na rzecz grup, których interesy próbują narzucać jako ogólnospołeczne, a niekiedy wręcz i cywilizacyjne. Albo też wikłają się w zażarte spory ideologiczne i stają się doktrynerami, dogmatykami, a nie teoretykami. Ale tak długo, jak to jest nauka, która dochodzi istoty rzeczy, a mianowicie odpowiada na pytanie, co od czego zależy w społecznym procesie gospodarowania, który staje się coraz bardziej skomplikowany w wyniku nieodwracalnej globalizacji, to jest nauką piękną. Plasuję ją pomiędzy dwiema królowymi: z jednej strony miękką, abstrakcyjną filozofią, a z drugiej twardą, precyzyjną matematyką.
Uwikłani w lobbing ?i doktrynerstwo
Dobry ekonomista musi umieć liczyć, bo chodzi o to, aby w społecznym procesie gospodarowania efekty przewyższały nakłady. I dobry ekonomista musi czuć, co zbliża go do drugiej królowej – filozofii. Ekonomia odnosi się przede wszystkim do człowieka. To nie jest wiedza o tzw. sentymentach rynków, lecz o ludzkich – indywidualnych i społecznych – wartościach leżących u podstaw potrzeb, które trzeba zaspokajać. One też bardzo się zmieniają w tym wędrującym świecie człowieka, rodziny, rozmaitych grup, społeczeństw.
I na tym tle ekonomia się kompromituje. Takiego blamażu jak obecnie w dziejach nie było. A na pewno nie w krótkich dziejach mojego życia. Ze świecą szukać, również w Polsce, ekonomistów, którzy na poprzednim kongresie (Kongresie Polskich Ekonomistów – red.) zapowiadali nieuchronność nadchodzącego kryzysu, choć jest to kryzys systemowy, strukturalny, a nie tylko koniunkturalny. Warto spojrzeć, co kto mówił i pisał jakiś czas temu, i zastanowić się, skąd to się brało. Po części właśnie z tego, że niektórzy byli i są uwikłani w lobbing bądź doktrynerstwo, a nie badania naukowe.
Głównym zagrożeniem dla ekonomicznego rozsądku i społecznego postępu nie jest etatyzm czy populizm, lecz konserwatywny ze swej natury neoliberalizm
Ten kryzys przejdzie, ale kryzysogenność systemu nie. Chcieliśmy kapitalizmu, to go mamy. Gospodarka kapitalistyczna ze swojej istoty jest uwikłana w periodyczne kryzysy. Z tego warto sobie zdawać sprawę w teoretycznych rozważaniach oraz w politycznej i biznesowej praktyce, a nie uprawiać apologetykę ustroju, czym para się zbyt wielu ekonomistów. Pozostaje do rozstrzygnięcia, od czego zależy częstotliwość kryzysów i czas ich nadchodzenia. Jak je przezwyciężać, jak rozkładać koszty tego przezwyciężania, a także jak gospodarować w zmiennych uwarunkowaniach, niekiedy nawet ważniejszych niż gospodarka, jak choćby kultura czy stosunki międzyludzkie.