Wydarzenia na Ukrainie powinny być bardzo silnym bodźcem do reaktywowania dyskusji na temat kosztów i korzyści wynikających z członkostwa Polski w strefie euro. Można być jednak prawie pewnym, że – paradoksalnie – temat ten będzie zajmował odległe miejsce nawet na liście problemów poruszanych w kampanii przedwyborczej do Parlamentu Europejskiego. W życiu publicznym trudno jest bowiem znaleźć chętnych do zainicjowania dyskusji nad jednym z najważniejszych strategicznych dylematów Polski. Do przyjęcia roli gospodarza takiej dyskusji nadal nie kwapi się Narodowy Bank Polski, o czym świadczy niedawny wywiad prof. Marka Belki dla „Gazety Prawnej". Niechęć ta wynika w dużej mierze z niekorzystnych sondaży w sprawie wejścia do strefy euro. Można jednak sądzić, że przy zbudowaniu odpowiedniej argumentacji i umiejętnym przedstawieniu jej w trakcie już rozpoczętej kampanii wyborczej, sytuacja na Ukrainie stwarza szansę na odbudowanie poparcia społecznego dla idei członkostwa Polski w Unii Gospodarczej i Walutowej.
Rola emocji
Ważną początkową przyczyną burzliwych politycznych zmian na Ukrainie była frustracja społeczna wynikająca z wycofania się władz z podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE. Pokazuje to, jak dużą wagę społeczeństwo Ukrainy przywiązuje do zakotwiczenia przyszłości swojego kraju w instytucjonalnych strukturach integracji zachodnioeuropejskiej. Można też przyjąć, że znaczna część społeczeństwa Ukrainy zazdrości nam takiego zakotwiczenia.
Odpowiednikiem ukraińskich aspiracji do zawarcia traktatu stowarzyszeniowego z Unią powinno być dążenie Polski do członkostwa w zreformowanej strefie euro
Reakcja psychologiczna w Polsce wydaje się dwojakiego rodzaju. Pierwsza polega na budowaniu w sobie wyższościowego przekonania o stabilności i dojrzałości naszych struktur politycznych i gospodarczych, co siłą rzeczy prowadzi do zadowolenia ze status quo. Druga reakcja, prawdopodobnie dużo rzadsza, polega na pojawieniu się wątpliwości, czy przypadkiem konieczność silniejszego zakotwiczenia kierunku przemian systemowych nie jest równie ważna w Polsce, nawet jeśli stopień zaawansowania transformacji jest u nas zdecydowanie większy. W tym przypadku odpowiednikiem ukraińskich aspiracji do zawarcia traktatu stowarzyszeniowego powinno być dążenie Polski do pozostania w głównym nurcie integracji europejskiej, co w praktyce oznacza członkostwo w zreformowanej strefie euro.
Przed obecnym światowym kryzysem finansowym można było liczyć na to, że mało rozsądne pomysły gospodarcze, chętnie zgłaszane przez polityków, zagoszczą tylko w czasie kampanii wyborczej, a po wyborach ogólny prorynkowy kurs przemian zostanie utrzymany. W wyniku kryzysu spektrum akceptowanych poglądów ekonomicznych wyraźnie się poszerzyło, a wraz z nim wzrosło ryzyko, że partie polityczne będą starały się wprowadzać swoje pomysły w życie. Inaczej mówiąc, wcześniejszy prorynkowy czy antyetatystyczny konsens był na tyle silny, że potrzeba zewnętrznego zakotwiczenia instytucjonalnego była znacznie mniejsza. Jak pokazują jednak doświadczenia Węgier pod rządami Orbana, a także podejmowane w Polsce działania zmierzające do rozmontowania lub osłabienia instytucji gospodarki rynkowej, konieczność silnego zakotwiczenia dorobku polskiej transformacji nabiera priorytetowego znaczenia. Dobrze jest mieć też na uwadze przykład Turcji, która 2–3 lata temu zachłysnęła się swoją odpornością na kryzys i straciła nawet zainteresowanie członkostwem w UE, a obecnie musi bronić stabilności makroekonomicznej.