Europa czeka na gaz z USA

Dostawy gazu skroplonego to kluczowa alternatywa dla dostaw rurociągowych, stanowiąca istotny element budowy bezpieczeństwa energetycznego Unii Europejskiej – pisze prezes Grupy Lotos.

Publikacja: 25.03.2014 10:01

Paweł Olechnowicz

Paweł Olechnowicz

Foto: materiały prasowe

Red

Kurek gazowy i ropociąg może być równie groźną bronią jak czołgi czy karabiny. Trzeba mieć na takie zagrożenie odpowiednią tarczę. Tą tarczą może być wspólny rynek energii – ocenia prof. Jerzy Buzek, były przewodniczący i deputowany Parlamentu Europejskiego.

Trudno nie zgodzić się z tym poglądem, zwłaszcza w obecnej sytuacji geopolitycznej, mając na uwadze kryzys na Ukrainie i impas w relacjach między Zachodem a Rosją. Jednak abyśmy mogli rozpocząć dyskusję o rozwoju wspólnego rynku energii w Unii Europejskiej, musimy najpierw zabezpieczyć i zdywersyfikować dostawy surowców, bez których rynek energii, przemysł czy cała gospodarka nie mają racji bytu.

Musimy zdawać sobie sprawę, że UE odpowiada za 17,6 proc. światowej konsumpcji gazu ziemnego, a potwierdzone rezerwy tego surowca w krajach członkowskich Wspólnoty to zaledwie 2,2 proc. globalnych zasobów. Dysproporcje już dziś są rażące, a biorąc pod uwagę rosnącą konkurencję ze strony rozwijających się gospodarek krajów BRICS, o dostawy gazu i innych surowców energetycznych będzie coraz trudniej.

Obecnie 25 proc. gazu dostarczanego do UE pochodzi z Rosji, co czyni ją największym dostawcą błękitnego paliwa dla krajów Wspólnoty. W Unii są zarówno państwa, które w ogóle nie korzystają z dostaw rosyjskiego gazu (W. Brytania, Szwecja, Hiszpania, Portugalia), jak i te, które są od nich w 100 proc. zależne (Finlandia, Słowacja, Litwa, Łotwa, Estonia, Bułgaria). Te różnice pokazują, jak trudna, lecz nie niemożliwa, jest budowa wspólnego rynku energii w ramach całej UE.

Ogromną szansę w tym zakresie, postulowaną przez Central Europe Energy Partners i Atlantic Council, stanowią m.in. dostawy LNG realizowane przez różnych dostawców z całego świata. To kluczowa alternatywa dla dostaw rurociągowych, stanowiąca istotny element budowy bezpieczeństwa energetycznego i dywersyfikacji importu gazu do Unii.

LNG z korzyścią dla całej Unii

W krajach UE 15 terminale LNG już przyczyniają się do wzrostu bezpieczeństwa energetycznego i dywersyfikacji dostaw gazu. Upłynnione paliwo przypływa do Europy statkami z Bliskiego Wschodu, Afryki i Ameryki Płd., a jego import w 2012 r. wyniósł ok. 60 mld m sześc. Obecnie kraje UE 15 dysponują w sumie 19 terminalami do regazyfikacji LNG, co w porównaniu z Japonią, która ma ich 26, stanowi cały czas niewielką liczbę.

Najważniejsze jest jednak, to że dywersyfikacja dostaw poprzez import LNG zyskuje coraz większą rzeszę zwolenników i coraz więcej państw członkowskich UE (m.in. Polska, Litwa, Chorwacja) decyduje się na budowę odpowiednich terminali. Jednak globalny system dostaw LNG to cały czas rynek sprzedającego. Popyt, zarówno ze strony krajów wysoko rozwiniętych, które swoje gospodarki opierają na stabilnych dostawach gazu (Japonia, Korea Płd., Tajwan), jak i państw rozwijających się (Chiny, Indie) przewyższa podaż. Tym bardziej Europa i cały świat potrzebują dziś nowych źródeł zaopatrzenia w LNG, które będą w stanie zrównoważyć ten rynek.

I tu na scenę wchodzi Ameryka Płn., a zwłaszcza USA i Kanada. ?Oba kraje dzięki rewolucji łupkowej zyskały dostęp do dużej ilości ?węglowodorów, w tym m.in. gazu. Oba są na etapie tworzenia regulacji prawnych i budowy terminali upłynniających to paliwo. Jednak w obu przypadkach uruchomienie pierwszych dostaw nastąpi najszybciej w 2017 r.

USA mają obecnie „zarezerwowane" na eksport do krajów spoza FTA zaledwie ok. 90 mld m sześc. gazu rocznie. Stanowi to niewiele ponad połowę dostaw rosyjskiego błękitnego paliwa do Europy. W tym wypadku Unii Europejskiej będzie niezwykle trudno wynegocjować korzystne warunki dostaw, biorąc pod uwagę ogromną konkurencję ze strony gospodarek azjatyckich, dla których amerykański gaz stanowi wręcz naturalną alternatywę. Dlatego w interesie Unii leży zdynamizowanie prowadzonych z USA negocjacji w sprawie utworzenia transatlantyckiej strefy wolnego handlu, co pozwoli zdywersyfikować dostawy surowców do Europy.

V4 pierwsze w kolejce

Już w ubiegłym roku kraje Grupy Wyszehradzkiej wystąpiły do władz USA o przyspieszenie eksportu LNG do Europy Środkowej. Podkreślano, że uruchomienie dostaw amerykańskiego gazu może w istotny sposób przyczynić się do wzrostu bezpieczeństwa energetycznego, jak również stać się motorem inwestycji i rozwoju gospodarczego w tej części kontynentu, co będzie miało pozytywny wpływ na wzrost PKB całej UE.

Bazując na opublikowanych przez Komisję Europejską danych, średnia cena gazu dla unijnego przemysłu była w 2012 r. cztery razy wyższa ?niż w USA, a dla gospodarstw domowych 2,5 razy wyższa. Te różnice ?nie tylko mają bezpośrednie przełożenie na spadek konkurencyjności europejskiej gospodarki na globalnym rynku, ale też w istotny sposób wpływają na cenę produktów i usług, z których korzystają codziennie ?miliony Europejczyków. Dodatkowo istnieje duża szansa, że alternatywne źródła dostaw gazu – w postaci ?m.in. LNG – znacząco wpłyną na poprawę pozycji negocjacyjnej krajów uzależnionych od dostaw błękitnego paliwa z Rosji, realizowanych na bazie kontraktów długoterminowych.

Uruchomienie terminali LNG w Świnoujściu (2014/2015) i na chorwackiej wyspie Krk (2017) wsparte wykorzystaniem interkonektorów i sieci nowych gazociągów w ramach korytarza Północ–Południe, zwiększy bezpieczeństwo, konkurencyjność i elastyczność Europy Środkowej. A wszystko to razem stworzy solidny fundament wspólnego rynku energii w regionie.

Amerykański renesans, europejska stagnacja

Skuszone owocami rewolucji łupkowej europejskie koncerny już od kilku lat konsekwentnie przenoszą produkcję nawozów sztucznych, plastiku czy stali do USA i otwarcie mówią o powodach takiej decyzji – zbyt drogiej energii na Starym Kontynencie. Na tym nie koniec. Firmy z sektora petrochemicznego planują wydać w najbliższych latach 95 mld dol. na inwestycje zlokalizowane właśnie w Stanach Zjednoczonych. Badanie przeprowadzone przez firmę konsultingową Accenture wykazało, że blisko 60 proc. ?top menedżerów nie wierzy, że w ciągu najbliższych lat przemysł europejski będzie w stanie konkurować kosztami z rywalami z Ameryki Płn. i Azji.

Günther Oettinger, komisarz ds. energii UE, ostrzega, że „jeśli w Europie nie zareagujemy na rosnące różnice cen energii, to nie będziemy w stanie konkurować ze światem już za dziesięć lat". Podobnie wypowiada się Herman Van Rompuy, przewodniczący Rady Europejskiej, który podkreśla, że racjonalne ceny energii są kluczem do utrzymania fabryk i miejsc pracy w Europie. Ostrzega, że nie można konkurować z zagranicznymi firmami, które za prąd płacą połowę cen europejskich.

A Europa już zapłaciła wysoką cenę – od 2008 r. w krajach UE zlikwidowano prawie 8 mln miejsc pracy, i to tylko w branży przemysłowej. Zastanówmy się, czy potrzeba kolejnych likwidacji i zwolnień, by Europa wreszcie zrozumiała, że kluczem do rozwoju gospodarki i wzrostu konkurencyjności są niskie ceny energii oparte z jednej strony na optymalnym wykorzystaniu rodzimych surowców, z drugiej na bezpieczeństwie i dywersyfikacji ich dostaw. Taką alternatywę daje Europie m.in. zdecydowane wejście na światowy rynek LNG i stworzenie z niego jednego z filarów budowy wspólnego rynku energii dla całej UE.

Autor jest przewodniczącym Rady Dyrektorów Central Europe Energy Partners

Kurek gazowy i ropociąg może być równie groźną bronią jak czołgi czy karabiny. Trzeba mieć na takie zagrożenie odpowiednią tarczę. Tą tarczą może być wspólny rynek energii – ocenia prof. Jerzy Buzek, były przewodniczący i deputowany Parlamentu Europejskiego.

Trudno nie zgodzić się z tym poglądem, zwłaszcza w obecnej sytuacji geopolitycznej, mając na uwadze kryzys na Ukrainie i impas w relacjach między Zachodem a Rosją. Jednak abyśmy mogli rozpocząć dyskusję o rozwoju wspólnego rynku energii w Unii Europejskiej, musimy najpierw zabezpieczyć i zdywersyfikować dostawy surowców, bez których rynek energii, przemysł czy cała gospodarka nie mają racji bytu.

Pozostało 91% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację