Z powodu telefonów komórkowych załamać się miała sprzedaż zegarków, ale na razie tego nie widać. Hipermarkety miały wykosić rynkową konkurencję – póki co ich rynkowy udział nie rośnie, a znacznie szybciej zyskują dyskonty.
Z tabletami jest podobnie. Ich sprzedaż błyskawicznie rosła, podobnie jak wielu nowości. Teraz wzrost spowolnił. Dalej będą zyskiwały nowych zwolenników, ale należy je traktować bardziej jako uzupełnienie domowego komputera niż jego zamiennik. Pewnie znajdą się osoby, którym mały ekran tabletu wystarczy, ale jeśli w grę wchodzi napisanie większego dokumentu, to nawet netbook wysiada. Pisanie na tak małej klawiaturze jest po prostu niewygodne, choć pewnie znajdą się tacy, którzy sobie z tym radzą.
Tak to bywa z modami. Branża odzieżowa też byłaby zachwycona, gdyby wszyscy ślepo podążali za lansowanymi trendami – w tym roku tylko kilka modnych kolorów, cała szafa z zeszłego do śmietnika, tudzież na cele charytatywne.
Całe szczęście chyba nikt albo przynajmniej niewielu podchodzi do mód bezkrytycznie. Gdy na pierwszych pokazach światło dzienne ujrzał pojazd Segway, mówiono, że oto jesteśmy świadkiem rewolucji i za kilka lat po miastach wszyscy będą się poruszali w ten sposób. Dzisiaj owszem, widać te „pojazdy", ale zwykle przemieszczają się w ten sposób ochroniarze pod centrami handlowymi.
Tablety aż tak niszowe nie będą, ale komputery stacjonarne czy laptopy nie znikną. Wie to każdy pracujący przy ich użyciu. Tablet może być jedynym wyborem nastolatka, któremu wystarcza do życia tylko Facebook.