Również w Polsce wzrost gospodarczy siada i nie ma co zwalać na sytuację na wschodzie. Już prędzej ma w tym udział cherlactwo zachodniej Europy. Stary Kontynent nie jest zdolny do wyjścia z cyklu recesja, słabowity wzrost, recesja, słabowity wzrost i tak od 6 lat. A my dokładamy swoje.
Europa w ciągu ostatnich lat przestała być światowym liderem w pozyskiwaniu inwestycji zagranicznych. Wyprzedziły ją kraje BRIC, a nawet same Chiny. Z kolei Polska nie znalazła się w 2013 roku wśród 15 największych odbiorców inwestycji zagranicznych w Europie. Te informacje z raportu Deutsche Banku nie są zaskoczeniem, zaskoczeniem jest, że nikt nie próbuje wyjaśnić, dlaczego właściwie przestaliśmy być interesujący, w przeciwieństwie do Irlandii, Wielkiej Brytanii, Czech czy Węgier. Nawet mistrz samochwalstwa, czyli szef agencji inwestycji zagranicznych, wyciszył się ostatnio, bo wie, że czarne jest czarne. Dlatego jeśli już odzywa się, to lansuje teraz nie wartość inwestycji jako kryterium oceny swojej działalności, lecz liczbę nowych miejsc pracy. Dzięki czemu 6 tysięcy polskich pakowaczy w centrum dystrybucyjnym Amazona zapewni mu spokojne życie.
Z niedawno opublikowanych analiz Boston Consulting Group wynika, że Polska jest w grupie państw (obok m.in. Rosji, Czech, Brazylii, także Chin), których konkurencyjność, jeśli chodzi o wytwórczość przemysłową, poważnie się pogorszyła w ostatniej dekadzie. Produktywność rosła wolniej niż płace, złoty się trochę wzmocnił, ceny energii i gazu bardzo wzrosły i już po ptakach.
Ale myślę, że są też i inne przyczyny słabości. Kiedyś pierwsze lata drugiej dekady XXI wieku będą w Polsce określane jako czasy Wielkiego Nieróbstwa - zamrożenia reform, wstrzymania pozytywnych zmian gospodarczych, nieudolności przy wydawaniu publicznych pieniędzy. Poza wyjątkami nie ma deregulacji, nie ma prostszych podatków i przepisów, nie ma racjonalizacji wydatków publicznych i lepszego funkcjonowania budżetu. Od wielu miesięcy władze szykują się już do odlotu, najwyżej sobie ośmiorniczek podjedzą. Kapitalizm kolesiów kwitnie, polska specyfika polega na tym, że dotyczy głównie firm państwowych.
Kto by się tym przejmował. Minister Kosiniak-Kamysz zapytany, co z obietnicami premiera sprzed lat, że rząd zracjonalizuje systemy emerytur górniczych i rolniczych, które kosztują podatników co roku kilkanaście miliardów złotych, odpowiada, że to nie są ważne problemy. Dziś ważniejsza jest słaba kondycja kopalni i rosyjskie embargo na jabłka. Słowem żadnych reform strukturalnych, ważne tylko to, co doraźnie trzeba pozszywać i załatać.