Nie zachowano już żadnych pozorów, opinii publicznej i mediom nie dano szans. Nie było wyjścia: tę sytuację po prostu trzeba było odczytać jako załatwienie świetnej roboty jednemu z najbliższych współpracowników byłego premiera w spółce zależnej od państwa. W dodatku parę dni po dymisji dotychczasowego rządu.
A jeszcze niedawno w kręgach rządowych głośno mówiono o wprowadzeniu standardów w sprawach personalnych dotyczących spółek Skarbu Państwa. Przypomnę, że forsował to nie kto inny jak Jan Krzysztof Bielecki wraz z zespołem ekonomistów umocowanym przy premierze Donaldzie Tusku. Wprowadzanie standardów skończyło się tak, że mamy problem Ostachowicza, który wpisuje się w szereg mniej lub bardziej barwnych postaci zainstalowanych w firmach Skarbu Państwa. Marna to pociecha, że byli politycy masowo zasilają spółki na całym świecie. I jakoś dziwnie często się zdarza, że z reguły są to firmy albo państwowe, albo z państwem robiące duże interesy.
Jest jednak osoba, który niespecjalnie pasuje do fali społecznego oburzenia związanego z nominacją – sam zainteresowany. W przeciwieństwie do rzeszy politycznych spadochroniarzy ma dość bogate doświadczenie z firm prywatnych i spółek Skarbu Państwa. ?No i jest to człowiek, ?który skutecznie prowadził PR rządu przez długie lata. Czy ktoś taki osłabi zarząd naszego flagowego koncernu? Koncernu, który ?ma na karku na przykład rządy czeski i litewski oraz bardzo trudną sytuację wizerunkową w obydwu tych krajach.
Mam wrażenie, że gdyby sam Ostachowicz miał jakikolwiek wpływ na sposób własnej nominacji, nigdy nie dopuściłby do przeprowadzenia jej w tym trybie. To właśnie od strony PR popełniono wszelkie możliwe błędy. A przecież akurat jego obecność w zarządzie Orlenu jest wytłumaczalna. Tymczasem karierę w strukturach koncernu musi zacząć od wizerunkowego odkręcania swojej własnej sprawy.