Panie, ześlij mi łaskę wstrzemięźliwości, ale jeszcze nie teraz – wołał św. Augustyn w IV wieku. Apel ten jak ulał pasuje do współczesnego sektora bankowego w strefie euro. Niby wszyscy pragną, żeby trafił na drogę cnoty, ale może niekoniecznie od razu, bo zbyt szybkie nawrócenie mogłoby się okazać gwoździem do trumny eurolandu.
W ostatnich latach niewiele jest branż traktowanych przez opinię publiczną z podobną dezaprobatą jak bankowa. Przypisywana jej niepohamowana chciwość służy jako proste i społecznie popularne wyjaśnienie przyczyn wybuchu kryzysu finansowego. Bez wątpienia banki mają za co uderzyć się w piersi, ale rzeczywistość jest o wiele bardziej skomplikowana. Świat przez ponad dwie dekady przed wybuchem kryzysu korzystał ze spektakularnego boomu kredytowego. Kredyt przekładał się zaś na popyt i w konsekwencji na wzrost gospodarczy. Dzięki niemu społeczeństwa zachodnie osiągnęły niespotykany w dziejach poziom życia, a na fali dobrej koniunktury wypłynęły także rynki wschodzące.
Ożywienie nie nastąpi, dopóki kredyt nie zacznie z powrotem płynąć w gospodarce
Mniejsza zresztą o to, kto zawinił – chciwe banki, pozbawieni wyobraźni regulatorzy czy nieroztropni kredytobiorcy–konsumenci. Pewnie wszyscy po trochu. Dzisiaj ważniejsze jest pytanie, jakie zmiany systemowe wprowadzić, aby do podobnych kryzysów nie dochodziło, a jednocześnie wydobyć Europę ze stagnacji, w której jest pogrążona. Słowo „jednocześnie" jest tutaj kluczowe, a zadanie przypomina próbę ustrzelenia dwóch kaczek lecących w przeciwnych kierunkach za pomocą jednego naboju.
Ożywczy kredyt
Ożywienie nie nastąpi, dopóki kredyt nie zacznie z powrotem płynąć w gospodarce. Wprawdzie odbicia są możliwe bez przyrostu kredytu, ale wówczas są one płytkie i powolne, czyli nie na miarę wyzwań stojących przed eurolandem, do którego drzwi puka deflacja, straszy poziom zadłużenia publicznego, a rozczarowane społeczeństwa coraz częściej głosują na partie gotowe rozmontować europejską wspólnotę. Znaczenie sektora bankowego w strefie euro jest ogromne. 70 proc. finansowania przedsiębiorstw pochodzi od banków (w USA poniżej 20 proc.), a wartość aktywów w relacji do PKB przekracza 300 proc. (w USA ok. 100 proc.).