Rz: Oprócz bardzo prestiżowych targów obronnych czy transportowych organizujecie również wystawę psów czy imprezy poświęcone modzie ślubnej. Na tym polega teraz biznes targowy, żeby brać wszystko?
Andrzej Mochoń:
Nie. To jest kwestia naszej strategii. 20 lat temu zdecydowaliśmy się na organizowanie targów nie wielobranżowych, ale specjalistycznych. Taki trend jest zresztą od 20–30 lat doskonale widoczny na świecie. Kiedyś targi w Poznaniu dzieliły się na wiosenne i jesienne. Żadnej specjalizacji nie było. Tymczasem w Kielcach wkrótce odbędzie się chociażby kolejna edycja targów windziarskich, czyli wydawałoby się bardzo hermetycznych. A jednak przyjedzie sporo – ponad 100 – wystawców. Natomiast targi ślubne i wystawa psów to ukłon w stronę kielczan, gdyż większość naszych 60–70 organizowanych w ciągu roku imprez jest adresowanych do biznesu, a nie do mieszkańców miasta.
Ludzie mają do dyspozycji najnowocześniejsze techniki komunikacji. Po co chcą się spotykać na targach? Na czym polega ten fenomen?
Polega na tym samym, na czym polega fenomen kawiarni. Przecież teoretycznie każdy mógłby włączyć sobie w domu Skype'a i porozmawiać. Po co chodzić do kawiarni? A jednak ludzie wolą się spotykać. Targi to w tej chwili tzw. przemysł spotkań. Tu chodzi o zawieranie kontraktów, ale także o pozyskiwanie i pielęgnowanie kontaktów. Spotkanie twarzą w twarz pozostaje elementarną potrzeba człowieka. Dlatego targi mają przyszłość.