Nawet jeśli te wyroby będą naszprycowane solanką i doprawione fosforanami – bo tylko w ten sposób da się utrzymać rekordową wydajność z kilograma mięsa i cenę, która przyciągnie amatorów promocji w marketach i dyskontach. Ostatnie lata pokazały jednak, że stajemy się – co prawda powoli i na miarę skromnych wciąż możliwości finansowych – coraz bardziej wymagającymi konsumentami. Szynki i polędwice przestały być rarytasem, nawet jeśli producenci próbują zwiększać ich atrakcyjność, dodając do nazwy „jak za Gierka" czy „spod strzechy".

Coraz rzadziej sięgamy po tanią szynkę, która na drugi albo trzeci dzień sama wyślizguje się z lodówki. Tym bardziej że mamy coraz większy wybór serów, warzyw, sałatek, do których przekonują dietetycy. Tę zmianę nastawienia widać np. w delikatesach, gdzie zakupy robią nie tylko kierowcy luksusowych SUV-ów, ale i skromnie ubrane emerytki, wybierające z  namysłem po kilka plasterków szynki i kawałeczek pasztetu.

Dobrze, że tę zmianę preferencji rosnącej grupy konsumentów dostrzegli polscy producenci, w tym firmy królujące do niedawna w marketowych promocjach... Teraz zaczynają dbać o jakość i promocję swojej marki.

Branża wędliniarska jest  kolejną, w której jak na dłoni widać pułapkę rywalizacji na jak najniższe ceny. Wyjście z tej pułapki umożliwia mocna marka, którą trudno zbudować, nie dbając o jakość. Za nią coraz częściej jesteśmy gotowi zapłacić więcej, nawet jeśli szynka znów pojawia się na stole od święta.