Pan Kosztowniak wsławił się budową lotniska, które prezentuje głównie w postaci wizualizacji i makiet, ponieważ jeszcze nie wylądował tam, zdaje się, żaden duży samolot. Czemu nie należy się specjalnie dziwić, w półtorej godziny można dojechać z Radomia na Okęcie.
Niestety, w innych miastach słynnych z pomysłów lotniskowych, dotychczasowi prezydenci zostali wybrani – tak było w Gdyni, Lublinie i Kielcach. Z czego dość oczywisty morał, że nawet pokazowa klapa nie musi doprowadzić do zmiany władzy. Co dobrze rokuje władzom województwa warmińsko-mazurskiego, które kontynuują z samozaparciem budowę lotniska w Szczytnie.
O lotniskach pisano już sporo, w tym tygodniu Europejski Trybunał Obrachunkowy opublikował przegląd osiągnięć m.in. w Grecji , Hiszpanii i Polsce. Nawet źle nie wypadliśmy, bo Trybunał zajął się Rzeszowem i Gdańskiem, więc lotniskami, które mają szansę na trwałą rentowność. A są i takie, w Grecji, Hiszpanii czy Estonii, które obsługują kilka czy kilkanaście tysięcy pasażerów rocznie, co oznacza, że ląduje tam jeden samolot w tygodniu albo dwa.
Sprawa lotnisk jest znana i nie ma co się nad nią rozwodzić. Problem w tym, że to symbol, przykład, a nie wyjątek. Boston Consulting Group zauważa w nowym opracowaniu, że do 2030 roku globalnie potrzebne będzie 60 do 75 bilionów dolarów inwestycji w infrastrukturę, przy czym jedna trzecia się nie zmaterializuje, bo rządy nie mają takiej kasy. Co jest potrzebne przede wszystkim? Jak piszą ludzie z BCG nawet nie kapitał prywatny, lecz zwiększenie efektywności całego cyklu inwestycji w infrastrukturę.
Słabości są oczywiście znane. Istniejąca struktura decyzyjna faworyzuje projekty wielkie i widowiskowe, a nie mniejsze, ale efektywne. Nie są wykonywane podstawowe analizy koszt- korzyści (cost –benefit) czy value for money (jakości do ceny), koszty są notorycznie zaniżane, korzyści zawyżane i nikt za sufitowe rachunki nie ponosi żadnej odpowiedzialności. Jedno ze studiów w Skandynawii wykazało, że 30 procent projektów wybranych do realizacji miało koszty wyższe niż korzyści. Ale co jeszcze ciekawsze, równie dobrze można byłoby wybierać projekty losowo spośród zgłaszanych, efekt byłby podobny. Często w ogóle nie wiadomo, dlaczego właściwie jakiś projekt jest realizowany, procedury doboru są nieprzejrzyste, a opóźnienia notoryczne itd. itd.