Nie mamy pomysłu, czym obdarować bliskich, i wybieramy uniwersalny prezent – książkę. A ta najtańsza nie jest. Za 40–50 złotych można kupić atrakcyjny podarek, sęk w tym, że nie wiemy jaki. Drugi  powód jest jeszcze bardziej przygnębiający – książka trafi na półkę i nikt po nią nie sięgnie. Kolejne sondaże wskazują bowiem, że czytamy coraz mniej. Z badań Biblioteki Narodowej wynika, że w 2013 roku aż 60 proc. Polaków nie przeczytało ani jednej książki.

To, że święta stanowią dla nas problem, wynika też z badania „Europejski barometr świąteczny" Ferratum Group. Tradycja wymusza na nas nie tylko obdarowywanie bliskich prezentami, ale także przygotowanie wielu wyszukanych potraw, aby przez całe święta stół uginał się pod ich ciężarem. A to kosztuje. Barometr pokazuje, że wydamy na Wigilię i dwa następne dni jedną trzecią naszych miesięcznych zarobków – trzy razy tyle, ile zamożniejsi od nas Holendrzy.

I jeszcze raz kontrowersyjnie o świętach: mieszkańcy zachodniej Europy chętnie i dużo przeznaczają w tym okresie na relaks i luksus, choćby w spa. Rodacy podróże i wypoczynek stawiają na ostatniej pozycji. Na inne niż jedzenie, napoje i podarki wydatki przeznaczamy zaledwie 9 proc. świątecznej kwoty. Te wyniki badań są dla mnie tym bardziej przygnębiające, że sporo z nas nie dysponuje przed świętami pieniędzmi ekstra, które można lekką ręką wydać ot tak: na prezenty, żywność i wszelkie przedmioty związane z organizacją świąt. Wiele osób sięga po pożyczki, które potem trzeba spłacić, i to wraz z odsetkami.

Dla mnie obraz świąt i wydatków z nimi związanych nie wygląda różowo. Wydamy więcej, niż rozsądek podpowiada, prezenty – przynajmniej w części – okażą się nietrafione, a po świętach będziemy nie tylko zmęczeni jedzeniem, piciem i wylegiwaniem się, ale i dodatkowo zadłużeni.