Takie zaskakujące na pierwszy rzut oka tezy zaprezentowali specjaliści z EY na spotkaniu poświęconym sytuacji w sektorze wodno-kanalizacyjnym. Było to spotkanie tyleż ciekawe co i zaskakujące. Dlaczego zaskakujące?
Zdroworozsądkowo wydaje się, że jeśli mamy już nowoczesne systemy wodno-kanalizacyjne i zużywamy coraz mniej wody (w latach 1998-2012 jej zużycie zmniejszyło się w naszym kraju o prawie 20 proc.) to powinniśmy za nią coraz mniej płacić. Niestety nic bardziej mylnego. Wszystko to powoduje, że ceny wody ścieków rosną i będą rosły.
Po pierwsze, ogromne inwestycje (70 mld zł wpompowane w latach 2003-2013 w budowę i modernizację sieci wodno-kanalizacyjnych oraz oczyszczalni ścieków) poczynione przez przedsiębiorstwa wodno-kanalizacyjne (głównie spółki komunalne) przekładają się już na wzrost cen wody. Po prostu koszty tych inwestycji będą teraz odzwierciedlone w cenie wody i ścieków i to mimo że były to przedsięwzięcia dotowane przez Unię Europejską. Co prawda, zwykle poziom dofinansowania tych projektów wynosił aż 80 proc., ale pozostałe środki spółki musiały wyłożyć same. Niestety pieniędzy tych nie miały więc posiłkowały się kredytami i obligacjami, a te trzeba teraz spłacać.
Po drugie, ceny wody rosną także dlatego, że coraz mniej jej zużywamy. Jak tłumaczą eksperci z EY w branży, w której koszty stałe są bardzo wysokie, spadek zużycia automatycznie powoduje wzrost ceny za jednostkę. Tak jest właśnie w sektorze wodno-kanalizacyjnym. Ze względu więc na to, że Polska ma jedne z najmniejszych zasobów słodkiej wody w Europie i w ogóle ze względu na środowisko naturalne powinniśmy ją nadal oszczędzać, ale jeżeli chcemy płacić mniejsze rachunki to powinniśmy odkręcić krany znacznie szerzej i dłużej. Będzie wtedy taniej. Ot taki wodny paradoks.