Tak właśnie jest z ujawnionymi przez Międzynarodowe Konsorcjum Dziennikarzy Śledczych (ICIJ) danymi na temat kont w szwajcarskim oddziale banku HSBC, które mogły służyć ich posiadaczom do uchylania się od płacenia podatków.
To, że dane są nieświeże, nie ulega najmniejszej wątpliwości. Kończą się na 2007 r., czyli przed wybuchem ostatniego kryzysu finansowego, a to była w bankowości inna era. Niektóre rządy miały do nich dostęp już sześć lat temu, więc za część obnażonych przez nie nieprawidłowości brytyjski bank już odpowiedział. Sama Szwajcaria zaś w ostatnich latach mocno ograniczyła obowiązującą tam tajemnicę bankową. Opisany przez ICIJ skandal to już chyba tylko historia.
Na domiar złego dane są – delikatnie mówiąc – niejednoznaczne. Na przykład wygląda na to, że niespełna 900 mln dol., które szwajcarskiemu oddziałowi HSBC powierzyło 512 podmiotów „powiązanych z Polską" (cokolwiek to znaczy), to suma kwot zdeponowanych w różnych okresach. To utrudnia jakąkolwiek kalkulację strat, jakie poniósł polski fiskus. Zwłaszcza że z tego, iż jakiś podmiot figurował na liście klientów szwajcarskiego banku prywatnego (tak w żargonie finansowym określa się instytucje dla bogatych), nie wynika wprost, że próbował oszukać rodzime służby podatkowe, nawet jeśli jednocześnie z usług tej samej instytucji korzystali handlarze bronią i terroryści.
Mimo to publikacja ICIJ zasługuje na uwagę. Po pierwsze, przypomina rządom, jak ważna jest przyjazność systemu podatkowego dla gospodarstw domowych i biznesu. Bądź co bądź uchylanie się od płacenia danin też jest kosztowne, więc nie jest prawdą, że chętni do unikania fiskusa zawsze się znajdą. Po drugie, kolejny skandal z udziałem dużego banku powinien całemu sektorowi dać do zrozumienia, że nawet najbardziej zdeklarowani liberałowie nie będą go bronili przed regulacjami, jeśli nie stanie się on bardziej przejrzysty.