To – i takie sygnały płyną również z Brukseli – wygląda zbyt miękko. Oczywiście, interesy związane z energią w ramach UE są skrajnie różne. Można np. zastanawiać się, dlaczego w ogólnoeuropejskiej dyskusji tak mało miejsca zajęła energia nuklearna. W największym stopniu z tego źródła korzystają Francuzi, i można o energii nuklearnej powiedzieć wszystko, wymienić wszelkie jej wady, poza tym, że Paryż ma jakikolwiek problem związany ze źródłami energii.

My ten problem mamy. Sytuacja w tej chwili nie wygląda może najgorzej, jesteśmy bowiem świadkami budowy naszych atutów. Np. po otwarciu gazoportu w Świnoujściu będziemy w końcu mogli cieszyć się niezależnością dostaw gazu. Pewnie inwestycje w energetykę węglową dostarczą nam miłego poczucia, że ta niezależność zaczyna przybierać coraz większe rozmiary. Ale jednak to nie wszystko, po prostu będzie nam brakowało wsparcia z zewnątrz.

Dlatego jednym z priorytetów polskiej polityki zagranicznej powinno być działanie na rzecz stworzenia realnej unii energetycznej w ramach UE. Polska pod tym względem musi czuć się bezpiecznie. Także pod względem wielokrotnie przywoływanych wspólnych zakupów surowców, ze szczególnym uwzględnieniem dostaw z Rosji. Jeżeli do tego nie dojdzie, nasz kraj będzie skazany na to, by działać sam: sprowadzać surowce na własną rękę, budować energetykę uniezależnioną od czynników zewnętrznych i liczyć na to, że jakoś to będzie. Ale żeby było znacząco lepiej, powinniśmy zadbać o wsparcie ze strony Brukseli.