Urzędnicy Ministerstwa Finansów ostatnio nawet komunikują się w stylu sprzed pół wieku. Czy mamy się także spodziewać, że portrety towarzysza Wiesława zawisną w gabinetach części ministerialnych decydentów, w szczególności tych odpowiedzialnych za kontrole skarbowe?
Jak wiadomo, Gomułka nie przepadał za „prywatną inicjatywą", traktował ją jako z góry podejrzaną. Odpowiada to dokładnie podejściu tych urzędników. Nieoceniony w rozprawianiu się z prywaciarstwem Jacek Kapica zniknął ostatnio z oczu, ale – czemu dał wyraz w Dniu Skarbowości – po to tylko, by oddawać się pracy koncepcyjnej. Jej efektem są znakomite refleksje m.in. na Twitterze, po których łza się w oku kręci – „Pomagamy płacić podatki dla dobra wspólnego". Dumnie zastąpiła go wiceminister Agnieszka Królikowska, która na łamach środowej „Rzeczpospolitej" chełpiła się swoją skutecznością w „typowaniu do kontroli" i należytym karaniu nieuczciwych firm.
Zostawmy już takie szczegóły jak ten, że sama kontrola ma opresyjny charakter dla przedsiębiorstwa i często dezorganizuje jego pracę. Takich argumentów w polemikach z decydentami ze skarbówek nie ma nawet co używać, bo przecież wiadomo, że gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Dlatego minister Królikowska nie zajmuje sobie cennego czasu refleksją, że represyjne działania aparatu skarbowego powodują szkody dla ogółu. Dlatego też zapewne nie widzi problemu w krótkowzrocznej strategii aparatu skarbowego, która nastawiona jest na wyniki i doraźne wpływy do budżetu państwa.
Pani minister chwali się ilością nakładanych kar w firmach, w których podjęto kontrole. To – przypomnijmy pani Królikowskiej – zasługa zasady dowolnej oceny materiału dowodowego przez kontrolujących. Czyli takiej oceny, wedle której kontrolowany niemal zawsze okaże się winny. Typowanie „podejrzanych firm" na podstawie analizy, którą tak chwali się Ministerstwo Finansów, przypomina wydawanie zaocznych wyroków, do których kontrolerzy dorabiają potem uzasadnienie.
„Wyliczyliśmy, że każdy miesiąc bezkarnego działania oszusta kosztuje państwo 1 mln 200 tys. zł" – stwierdza pani minister. Jeszcze większą stratą dla budżetu jest zmuszanie uczciwych przedsiębiorców do długiej i wyczerpującej walki o swoje prawa przed sądem, który nierzadko decyzje organów uchyla, a podatnikom nakazuje wypłacić wysokie odsetki i odszkodowania. Ale cóż, tym pani Królikowska już się nie przejmuje. Pozwala sobie za to piętnować całe branże jako podejrzane, jak na przykład branżę elektroniczną, w szczególności związaną z telefonami. Proponuję Ministerstwu Finansów, by wzięło udział w kampaniach reklamowych promujących polską gospodarkę. Takie spoty: „Nasza elektronika z gruntu jest podejrzana", „Polski smartfon? To niemożliwe!", wyświetlane np. w CNN, mogłyby wzbudzić sporą sensację.