Tym samym długi serial godny „Niewolnicy Isaury", pełen nagłych zwrotów akcji, zbliży się do końca. Ten „ostateczny projekt" mieliśmy poznać jeszcze w lutym. A tu czekamy, czekamy i nic.
Powód okazuje się prosty. Komisja Europejska nie chce dopuścić do powtórki z Węgier, gdzie najpierw taki kontrowersyjny podatek wprowadzono, a dopiero potem Bruksela go zakwestionowała. Dlatego teraz zgłasza zastrzeżenia już na etapie prac. A zastrzeżenia ma liczne. Choćby względem dyskryminacji części firm w związku z kwotą wolną czy progresywną skalą podatkową.
Oczywiście to nie Bruksela jest winna, że prace nad podatkiem trwają tak długo. Podobnie jak w przypadku programu 500+ rząd zaserwował nam puste hasła polityczne zamiast dopracowanych rozwiązań po zbadaniu ich kosztów i konsekwencji dla rynku, firm i klientów. I takie są efekty.
Największym błędem PiS było jednak niedocenienie Brukseli. Wygrało myślenie, że szybko coś wprowadzimy, a potem, jak się przyczepi, to najwyżej będziemy negocjować. Problem polega na tym, że polski rząd ma tu słabe notowania. Urzędnicy Komisji nie przepuszczą okazji, by utrzeć mu nosa. Mamy to jak w banku.
Właśnie. Podobnie może być z podatkiem bankowym. Ten już wszedł co prawda w życie, ale Komisja Europejska poprosiła o wyjaśnienia i gruntownie go bada. Też ma sporo zastrzeżeń, jak choćby nierówne traktowanie poszczególnych graczy na rynku. Takie podejście Brukseli można było przewidzieć.