Winę pewnie ponosi gigantyczna liczba towarów i sprzedawców. Krajowe i zagraniczne serwisy ogłoszeniowe i aukcyjne pełne są ofert budzących wątpliwości co do oryginalności. A warto pamiętać, że nawet pozytywne oceny transakcji często dotyczą samego jej przebiegu, a nie oryginalności towaru (o której kupujący też może nie mieć pojęcia).
Zdarza się też, że dla uwiarygodnienia się sprzedawcy stosują różne triki. Np. jeśli w nazwie znanej marki są dwa słowa, można je zapisać na wiele sposobów: razem, z myślnikiem, z podkreślnikiem – jednym, dwoma, z przodu, z tyłu.
Zwróciłem na to uwagę, kiedy zainteresowała mnie kiedyś jakaś rzecz marki, którą dobrze znam i z dużym prawdodobieństwem (na ile pozwalają zdjęcia) potrafię odróżnić podróbkę. Po przyjrzeniu się zdjęciom miałem wątpliwości co do oryginalności produktu. Nie tylko zresztą tego u tej osoby. A sprzedawca z powodzeniem działa od kilku lat. Ma kilka tysięcy pozytywnych komentarzy.
Najciekawszy był jego nick – do złudzenia przypominający nazwę jednej z dużych sieci, obecnych także u nas – pisany według wspomnianego klucza. Może to wprowadzać w błąd klientów wierzących, że sprzedawca reprezentuje daną markę.
Niedawno znajoma, pasjonatka szycia, mówiła mi, że chciałaby wyjść szerzej na rynek ze swoimi produktami. Ale się obawia, że momentalnie pojawią się tanie imitacje. A jej rzeczy wymagały wielu przygotowań czy dobrych materiałów.