Ostatnio podziwiałem jednego z naszych europosłów, który zaproponował, żeby Polska na wzór Wielkiej Brytanii ogłosiła referendum w sprawie wyjścia z Unii Europejskiej. To spowoduje – ciągnął z kamienną twarzą kpiarz – że cała Europa rzuci się, by nas od tego odwodzić, oferując ustępstwa i dodatkowe korzyści.
Dobre, prawda? Ale nie da się porównać z żartem, który szykuje właśnie grupa naszych posłów. Ogłosili – także zachowując kamienne oblicza – że sporządzają właśnie ekspercki raport na temat kosztów naszego członkostwa w Unii. Mówiąc najkrócej – niech się Monty Python schowa razem ze swoim „żartem, który zabija".
Oczywiście nie mam wątpliwości, że owi facecjoniści tylko nas podpuszczają. A jak damy się nabrać, dopiero będą się z nas do rozpuku śmiać. Ale zagrajmy w tę grę i przez chwilę udawajmy, że traktujemy to wszystko serio. Co by to znaczyło?
Dla polskiej gospodarki oznaczałoby załamanie inwestycji. Wyschłyby niemal do zera inwestycje zagraniczne – przygniatająca większość firm inwestujących w Polsce, zwłaszcza w przemyśle, robi to głównie z myślą o rynku zachodnioeuropejskim. Gdyby na naszych zachodnich i południowych granicach pojawiły się znów posterunki celne, fabryki szybko przeniosłyby się do sąsiadów (którzy chętnie by je przyjęli).
Dla milionów Polaków pracujących w kraju oznaczałoby to widmo utraty pracy. Polski eksport do Unii to ponad 140 mld euro (80 proc. całości), jakikolwiek znaczący spadek tego eksportu wepchnąłby nasz kraj w ciężką i długotrwałą recesję.