To nie dziwi, biorąc pod uwagę lata zacofania gospodarczego i powolne doganianie Zachodu oraz średni poziom płac w Polsce (wyrażony w dolarach wynosi jedną trzecią niemieckiej i francuskiej pensji oraz jedną czwartą brytyjskiej).
Ponadto PKB per capita w naszym kraju wciąż jest wyraźnie niższy (sięga 60 proc. PKB per capita w „starej" UE). Zresztą nawet gdybyśmy jakimś cudem już w ciągu najbliższych lat dogonili kraje Europy Zachodniej pod względem tego wskaźnika, to i tak obrazowałby on tylko roczny dochód przypadający na jednego mieszkańca, nie pokazywałby zaś majątku – a ten budowany jest przez pokolenia – z oszczędności właśnie.
Dziwi natomiast, a może raczej martwi, struktura oszczędności. Jedno z badań ING pokazało, że 10 proc. Polaków byłoby usatysfakcjonowanych oszczędnościami już na poziomie jednego miesięcznego wynagrodzenia, a 22 proc. kwotą trzykrotnie wyższą. Pokazuje to, że nie tylko niski jest odsetek (17 proc.) osób regularnie oszczędzających, ale dodatkowo jeśli już mają oszczędności, to w znacznej liczbie przypadków prawdopodobnie są one niewielkie (podobnie jak oczekiwania). Tylko 13 proc. ma pod tym względem stosunkowo wysokie wymagania i jako minimum komfortu traktuje kwotę przekraczającą wynagrodzenie roczne.
Inne badanie, sporządzone przez Deutsche Bank Polska, pokazało duże dysproporcje w oczekiwanych wartościach oszczędności Polaków. Prawie 23 proc. ankietowanych uznało, że już kwota 10 tys. zł wystarczyłaby, aby zapewnić finansową poduszkę i poczucie bezpieczeństwa. Kolejne 21 proc. wskazało na kwotę wyraźnie wyższą – 100 tys. zł – dla jednej trzeciej zaś wymagane byłoby już 500 tys. zł oszczędności.