Chińczycy, Brazylijczycy i mieszkańcy Indii jeszcze nie są zaś w stanie osiągnąć podobnego poziomu wydatków. Z tego powodu ceny ropy, gazu czy metali przemysłowych długo nie będą miały szans powrócić na poziomy sprzed kilku lat. Na rynkach surowców energetycznych i przemysłowych wciąż można zbić fortunę – wszak ropa zdrożała od dołka z lutego o ponad 80 proc., ale jest jasne, że złote czasy już minęły, a ropa jest tańsza o blisko 60 proc. niż pięć lat temu. Co innego w przypadku surowców rolnych. Liczony przez FAO indeks ich cen sięgnął najwyższego poziomu od 2011 r. I może jeszcze pójść w górę. Wszak popytu na żywność nie da się tak mocno zdusić jak np. zapotrzebowania na miedź czy aluminium. Ludzkość może mniej budować, ale wciąż musi jeść. Na podaż surowców rolnych wpływa zaś bardzo nieprzewidywalny czynnik w postaci pogody. Daje on znać o sobie i tym razem, windując w górę ceny cukru, kawy czy soku pomarańczowego.
Skok cen jest napędzany również przez spekulację. Na szczęście nie przybrała ona jeszcze szalonych poziomów z lata 2008 r. I nie wygląda również, by mogła poważnie zaszkodzić światowej gospodarce. Może wywołać problemy w niektórych krajach, ale pamiętajmy, że bolączką wielu banków centralnych jest wciąż inflacja, która utrzymuje się na poziomach niższych niż przez nie wyznaczone. Zwyżka cen żywności może być więc w pewnych przypadkach czynnikiem korzystnym. Rosnące ceny surowców rolnych sięgnęły jak na razie poziomów, które można uznać za stosunkowo bezpieczne. Pomimo solidnego tegorocznego odbicia na rynku ropy inwestorzy są jeszcze dalecy od destrukcyjnej, samonapędzającej się spekulacji. I oby już tak im zostało.