Niektórzy dzisiejsi potentaci zaczynali jako rzemieślnicze paroosobowe firmy. O ich rozwoju zadecydowały zmysł biznesowy i determinacja właścicieli, niesłychana pracowitość czy elastyczność reakcji na potrzeby rynku polskiego i zagranicznego. Dzięki temu polski przemysł meblarski stał się potęgą, jedną z naszych czołowych branż eksportowych, paliwem napędzającym całą gospodarkę.

Jednocześnie jednak w stosunku do branży meblarskiej aktualne jest pytanie, które odnosi się do różnych gałęzi rodzimej przedsiębiorczości. Do wymienionych powyżej atutów polskiego meblarstwa trzeba dodać jeszcze jeden – niskie koszty. Ten zasób zaczyna się wyczerpywać i należy rozstrzygnąć, czym go zastąpić. Znakomitym wzornictwem, tworzeniem i wzmacnianiem marek, najnowocześniejszymi technologiami, które w meblarstwie są bardzo ważne – podpowiadają najbardziej doświadczeni menedżerowie w branży. Trudno się nie zgodzić, wdrożenie tych mechanizmów jest koniecznością, a kto tego nie zrobi, może wypaść z rynku. Jak wskazujemy w jednym z tekstów z naszej analizy, do rozwinięcia swojej produkcji mebli szykują się Rumuni i Bułgarzy, a z nimi pod względem kosztów Polska nie wygra.

Problem jednak w tym, że na daleko posunięte unowocześnianie produkcji lub budowę marki stać tylko największych. A nasz przemysł meblarski – w którym działa 25 tysięcy firm – jest bardzo rozdrobniony. Czy zatem są one skazane na powolne wymieranie? Pewnie niekoniecznie, ale być może powinny się zastanowić nad przedefiniowaniem własnego biznesu. Przede wszystkim nad tym, co jest wielką skazą naszej przedsiębiorczości, czyli przekonaniu o konieczności działania na własną rękę. Mali, ale połączeni w sojusze czy grupy mogą być znacznie silniejsi. I druga sprawa – na naszych oczach rośnie grupa klientów, którzy nie chcą wyrobów z przemysłowej sztancy. Im zależy na indywidualnym wzornictwie i rzemieślniczej wręcz jakości. Jeżeli nasze firmy będą potrafiły odpowiedzieć na te potrzeby, stworzą sobie nową biznesową szansę.