Rozwiązanie umowy spółki, która miała zbudować Nord Stream-2, było tylko kwestią czasu, po tym jak nasz UOKiK powiedział „nie" dla tego pomysłu. Piątkowa decyzja rady dyrektorów Gazpromu nie jest więc zaskoczeniem. Zastanawia natomiast, dlaczego zachodnie koncerny - francuskim Engie, austriackim OMV, holenderskim Shell i niemieckimi Uniper (wydzielony z E.ON) i Wintershall - tak kurczowo trzymają się tej inwestycji.
Gazprom dawał każdej z firm po 10 proc. akcji w niedoszłej już spółce, a więc nie miałyby w niej nic do powiedzenie wobec 50 proc. udziałów Rosjan. Za to łożyłyby na gazociąg, który jeszcze zwiększy zależność ich krajów od rosyjskiego surowca.
Można by powiedzieć, że biznes nie ma poglądów, a jego jedynym celem jest kasa, kasa i jeszcze raz kasa. Ale... No właśnie - wymienione koncerny to firmy kontrolowane przez skarby państwa, a więc mające realizować polityki energetyczne danych krajów.
Przyjrzyjmy się sytuacji na gazowym rynku partnerów Gazpromu. W Austrii Rosjanie już dominują na rynku. Cały import gazu w 2015 r. (raport energetyczny BP) wyniósł 6 mld m3, z czego z Rosji OMV kupił 4,3 mld m3. To blisko 72 proc. całego zapotrzebowania Austrii.
Niemcy po rezygnacji Ukrainy z rosyjskiego surowca i obniżeniu zakupów przez Turcję stały się dla Rosjan największym klientem, do tego także najważniejszym, bo (w odróżnieniu np. od PGNiG) partnerującym w projektach inwestycyjnych. Niemcy kupili w minionym roku w Rosji 45,2 mld m3 gazu przy popycie rocznym 67,2 mld m3. Tak więc Gazprom ma już blisko 68 proc. niemieckiego rynku gazu.