Jerzy Hausner, Mirosław Gronicki: Czy Polsce grozi stagflacja

Najwyższa pora przestać myśleć o gospodarce ideologicznie i politycznie. Kolejne połajanki z jednej strony, a z drugiej huczne zapowiedzi ułatwień dla przedsiębiorców i inwestorów rodzą dysonans i rozczarowanie. Potrzebna jest codzienna robota i otwartość do współdziałania.

Publikacja: 14.12.2016 18:14

Jerzy Hausner, Mirosław Gronicki: Czy Polsce grozi stagflacja

Foto: Rzeczpospolita

W ostatnich kwartałach opinia wielu ekonomistów skupiona została na komentowaniu „Strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju". Tym samym w debacie publicznej koncentrowano się na zagadnieniach strukturalnych i perspektywie średnio- oraz długookresowej. My staraliśmy się zwracać uwagę na narastanie problemów bieżących i słabości polityki gospodarczej.

Teraz jest już oczywiste, że polska gospodarka zmniejsza dynamikę i zaczynamy tracić w kilku kluczowych punktach równowagę makroekonomiczną. Mówiąc wprost, polska gospodarka zwalnia. I o ile wskaźniki roczne nie są jeszcze alarmujące, to dane kwartalne muszą niepokoić (odsezonowane i dotyczące zmian kwartał/kwartał, czyli -0,1 proc. w I kwartale , 0,8 proc. w II kwartale i 0,2 proc. w III kwartale).

Gospodarka tylko na jednym silniku

Problemem nie jest tylko odczuwalne obniżenie dynamiki wzrostu, ale także zmiana jego struktury. Ciągnie go już tylko konsumpcja, zarówno prywatna jak i publiczna. Wkład inwestycji i eksportu netto jest ujemny, niepokojący jest także wzrost zapasów (w III kwartale odpowiadający za 1,1 proc. wzrostu PKB). A jednocześnie obserwujemy osłabienie dynamiki wydajności pracy i efektywności gospodarki. Wygląda na to, że przestrzeń do jej ekspansji i poprawy efektywności bardzo się zawęziła.

Pierwszym impulsem spowolnienia był spadek nakładów inwestycyjnych. Według ostatnich danych GUS, ujemna dynamika inwestycji przyspiesza z kwartału na kwartał (odpowiednio -2,2 proc.; -5; -7,7 proc. rok do roku). Odzwierciedleniem tego jest ponad 15-proc. spadek produkcji budowlano-montażowej. Tak głębokiego jej załamania nie było w ostatnich 20 latach (ostatni spadek odnotowany po Euro 2012 wynosił w latach 2012–2013 odpowiednio 6,3 i 5,9 proc.).

Dramatyczny spadek inwestycji nie wynika tylko ze skokowego osłabienia wykorzystania funduszy unijnych (po dziesięciu miesiącach dochody budżetu unijnego wyniosły ok. 27 mld zł, w ubiegłym roku 48,7 mld zł, a wydatki odpowiednio 35,5 mld i 48,7 mld zł). Gdyby tylko to było czynnikiem sprawczym, to nie doszłoby do zahamowania inwestycji w sektorze prywatnym. A to nastąpiło. Przedsiębiorstwa nie inwestują lub inwestują wyraźnie mniej niż dotąd, pomimo pozytywnych prognoz wzrostu gospodarczego.

Przedsiębiorstwa publiczne nie inwestują w następstwie głębokich i często nieprzemyślanych zmian kadrowych. Zmian, które dotyczą nie tylko stanowisk prezesowskich, ale wręcz wszystkich stanowisk kierowniczych. Trzeba czasu, aby kompletnie nowi ludzie, bez odpowiedniego doświadczenia, wdrożyli się do systematycznego działania i skoncentrowali na działalności gospodarczej.

A przecież zmiany personalne nie zawsze były jednorazowe. Tauron jest skrajnym tego przykładem. Tam w ciągu kilkunastu miesięcy wymieniono prezesa po raz trzeci. Ruch kadrowy trwa dalej, co wynika z wewnętrznej walki o wpływy w partii rządzącej. Niepewność w spółkach Skarbu Państwa jest tak duża, że zakłóci nie tylko inwestowanie, ale także względnie normalne zarządzanie. Co wkrótce może ujawnić się w bilansach tych firm.

To samo, choć z innych powodów, odnosi się do przedsiębiorstw prywatnych. Z jednej strony seria niekorzystnych zmian prawnych forsowanych przez Ministerstwo Sprawiedliwości, z drugiej strony dywanowe kontrole skarbowe, a do tego nagonka polityczna. Wielu przedsiębiorców zastanawia się raczej nad tym, jak się zabezpieczyć, np. przenosząc działalność za granicę, a nie nad inwestowaniem. Trzeba się zatem liczyć z odpływem kapitału – tyle że krajowego, a nie zagranicznego. Napływ tego drugiego może tego nie zrównoważyć.

Protekcjonizm zagraża polskiemu eksportowi

Jednocześnie słabnie dynamika handlu światowego i jeśli wzmożone zostaną tendencje protekcyjne, na co się zapowiada po wyborach w USA, to może być jeszcze gorzej. A wówczas osłabnie jeszcze wyraźniej dynamika polskiego eksportu i wkład eksportu netto do PKB. W tym przypadku negatywny skutek wywołał po części program 500+: pobudził konsumpcję dóbr trwałych (głównie sprzęt AGD), których wytwarzanie wymaga znaczącego wsadu importowego.

Biorąc pod uwagę fundamentalną zmianę demograficzną na rynku pracy, nie należy też oczekiwać wzrostu produktywności. Pisaliśmy o tym na tych łamach we wrześniu, że prawdopodobnie tendencja szybszego wzrostu wynagrodzeń niż wydajności pracy się utrzyma, negatywnie rzutując na międzynarodową konkurencyjność firm.

Przyspieszenie tylko statystyczne

W tym kwartale dynamika wzrostu gospodarczego zejdzie poniżej 2 proc. r./r. Podobnie będzie w I kwartale 2017 r. I choć można oczekiwać, że wzrost przyspieszy w kolejnych kwartałach, to pozostaje kluczowe pytanie, jak bardzo. Nie można wykluczyć, że to przyspieszenie będzie miało czysto statystyczny charakter (efekt bazy) i pozostaniemy na ścieżce niskiego wzrostu: zamiast 3+ (tempo umiarkowane), 2+ (tempo niskie). Podobnie obniżyłoby się tempo wzrostu produktu potencjalnego.

Można się uspokajać, twierdząc, że i tak byłoby to tempo wyższe niż w krajach wysoko rozwiniętych, zwłaszcza w strefie euro. Takie zaklinanie rzeczywistości na niewiele się zda, jeśli pojawią się dodatkowe szoki – budżetowy i inflacyjny.

Uwaga na szok inflacyjny

Zajmijmy się tym drugim szokiem. Nazwijmy go „niespodzianką inflacyjną", przez co rozumiemy inflację w przyszłym roku wyższą o 1 pkt proc. od poziomu prognozowanego przez NBP i Ministerstwo Finansów (1,3 proc.). Oczywiście nie będzie zaskoczeniem przejście od ujemnej do dodatniej inflacji, które się właśnie dokonuje. Instytut Ekonomiczny NBP i inne ośrodki analityczne, to od dawna prognozowały. Jeśli jednak w ciągu kilku kwartałów przejdziemy od deflacji na poziomie -1 proc. do inflacji na poziomie +2 proc., będzie to istotna zmiana.

Umiarkowana „importowana" deflacja nie szkodziła wzrostowi. Trochę mu sprzyjała, bo przy niskiej dynamice wynagrodzeń nominalnych, dochody realne rosły i pobudzały konsumpcję. Nasz wzrost od 2014 r. był ciągnięty przez konsumpcję, ale nie kosztem konkurencyjności.

Teraz będzie dokładnie odwrotnie: przy takim samym poziomie dynamiki dochodów nominalnych, dochody realne będą rosły wolniej. To będzie dławić konsumpcję. A jednocześnie presja płacowa wzrośnie, co i tak już ma miejsce z powodu strukturalnej zmiany na rynku pracy – przejście od rynku pracodawcy do rynku pracownika. Pojawi się silny krajowy stymulator inflacji. Osłabienie złotego także pobudza krajową inflację.

Jednocześnie nowa administracja amerykańska będzie prowadzić ekspansywną politykę fiskalną. Rosną też światowe ceny surowców i żywności. I jeśli dojdzie do złożenia się w tym samym czasie stymulatorów wewnętrznych i zewnętrznych, to niespodzianka inflacyjna może z hipotezy stać się faktem.

Gdyby tak się stało, to polska gospodarka może wpaść w stagflację (słaby wzrost gospodarczy przy wysokiej inflacji – red.): słabszy niż w 2016 r. byłby wzrost konsumpcji prywatnej, nadal ujemna byłaby dynamika inwestycji, eksport netto byłby ujemny, a po stronie zapasów oczekiwać można by dostosowania do warunków rynkowych (z ujemnym wkładem do PKB). A to spowoduje, że wzrost będzie słabł, a inflacja przyspieszy.

500+ nie pomoże

Co może temu negatywnemu scenariuszowi zapobiec? Na pewno nie program 500+, który pobudził wzrost PKB i konsumpcji prywatnej w mniejszym stopniu niż oczekiwano, a jego koniunkturalny wpływ na gospodarkę wygaśnie w II–III kwartale 2017 r.

W tym roku realizacja budżetu przebiega sprawnie. Deficyt budżetowy będzie niższy niż planowano. Wcześniejsze uruchomienie dopłat dla rolników (na poziomie 7–10 mld zł) wskazuje, że Ministerstwo Finansów uruchamia tę dodatkową rezerwę, aby pobudzić popyt. W przyszłym roku dobre wykonanie budżetu będzie o wiele trudniejsze, zwłaszcza jeśli spowolnienie okaże się głębsze i trwalsze. Nie będzie możliwości pobudzania wzrostu wydatkami budżetowymi, gdyż dodatkowo nakręcałoby to inflację i trzeba byłoby się liczyć z wcześniejszym podnoszeniem stóp procentowych, niż obecnie zakłada to prezes NBP Adam Glapiński. A wzrost stóp negatywnie oddziaływałby na dynamikę gospodarki.

W inwestycjach nadzieja

Skoro równocześnie nie widać w krótkim okresie możliwości wyraźnego ożywienia handlu światowego i ekspansji naszego eksportu, pozostaje jedna możliwość: pobudzenie inwestycji. I ta kwestia wydaje nam się w tej chwili kluczowa – nie tylko priorytetowa, ale i pilna.

Sądzimy, że rząd i premier Mateusz Morawiecki na tym się w tej chwili powinni skoncentrować. Nie uda się to jednak bez podjęcia rzetelnego dialogu z inwestorami krajowymi – przedsiębiorcami i jednostkami samorządu terytorialnego. Na rozkaz i ze strachu nikt nie będzie inwestował. Przeciwnie, zastraszanie paraliżuje długoterminowe działania; każdy się asekuruje i unika ryzyka.

Najwyższa pora przestać myśleć o gospodarce ideologicznie i politycznie. Kolejne połajanki z jednej strony, a z drugiej huczne zapowiedzi ułatwień dla przedsiębiorców i inwestorów rodzą dysonans i rozczarowanie. Potrzebna jest codzienna robota i otwartość do współdziałania – tak po stronie rządu, jak i biznesu. Jak dalej będziemy tak brnąć, to zabrniemy.

Jerzy Hausner był wicepremierem ds. gospodarczych i członkiem RPP. Mirosław Gronicki był ministrem finansów

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację