Chodzi o coroczny raport fDi Intelligence, jednostki analitycznej „Financial Times", brytyjskiego dziennika gospodarczych elit. „Rzeczpospolita" jako jedyna ujawnia w szczegółach dane dotyczące naszego kraju.
Raport to globalne zestawienie bezpośrednich inwestycji zagranicznych, czyli tych najcenniejszych dla gospodarek narodowych, gdyż długoterminowych, tworzących miejsca pracy, budujących od podstaw fabryki. Nie są potrzebne różowe okulary, by zobaczyć, jak pozytywny jest dla polskiej gospodarki. Zainwestowano u nas 9,9 mld dol. To aż o 74 proc. więcej niż w wyborczym roku 2015 (inwestorzy zagraniczni usłyszeli wówczas od polityków wiele szorstkich słów). Czepialscy zwrócą uwagę na niski punkt odniesienia. Tyle że pod względem wartości inwestycji zajęliśmy w Europie wysokie piąte miejsce – minimalnie tylko ustępując Niemcom, a wyprzedzając Turcję i Hiszpanię.
Po piątkowym podniesieniu perspektywy ratingu przez agencję Moody's raport fDi Intelligence jest kolejnym dobrym sygnałem od niezależnych międzynarodowych instytucji. Sceptycy zauważą zapewne nadmiar taniego pieniądza na świecie, którego właściciele szukają po prostu miejsca do szybkiego zarobku – wszak nawet indeksy giełdowe rosyjski czy turecki biją rekordy. Dodają np., że wciąż przyciągamy inwestorów bezpośrednich tylko tanią siłą roboczą. Ważne są jednak też emocje i pozytywny klimat wokół kraju. W kuluarach zakończonego niedawno Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach pewien finansista wiodącego banku wspominał swoją wizytę w USA, podczas której zachęcał amerykańskich bankierów do zakupu polskich akcji i obligacji. Co usłyszał? Same pochwały. Dla jego rozmówców ważne były niska stopa bezrobocia, utrzymywany w ryzach deficyt budżetowy, przyspieszenie wzrostu PKB i niskie stopy procentowe. – A co z konstytucją? Co z Tuskiem? – dopytywał Polak. – To lokalne sprawy – miał usłyszeć w odpowiedzi.
Co dalej? Tegoroczne prognozy są dla Polski obiecujące. W końcu widać wyraźny wzrost kredytów bankowych dla naszych firm (zwiastun zwiększających się lokalnych inwestycji?). Mateusz Morawiecki ma chyba swoje pięć minut. Być może to rzeczywiście – jak twierdzi – pierwsze efekty jego planu gospodarczego.
Jak ich nie zmarnować? Wicepremier powinien poświęcić się zarządzaniu powierzoną mu ogromną częścią gospodarczej administracji. To zły moment na wikłanie go w polityczne gry i obronę swojej pozycji w gabinecie Beaty Szydło, do czego zmuszają go rywale w PiS i w rządzie.