W Londynie na najdroższych ulicach najemcy sklepów płacą rocznie średnio ponad 12 tys. euro za mkw. powierzchni. Ceny absolutnie zawrotne, kilkanaście razy przewyższające rekordowe stawki w Polsce. To znak, że na modzie można robić u nas pieniądze. W całym regionie w centrach handlowych pojawia się przynajmniej kilka szyldów doskonale znanych z Polski – CCC, cała grupa marek LPP, Gino Rossi... Można wymieniać jeszcze długo. Firmy sięgają teraz po znacznie trudniejsze, ale i bogatsze rynki zachodnioeuropejskie. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, choć firmy nie podkreślają raczej polskiego pochodzenia, stawiając na międzynarodowy wizerunek. Marce Reserved w wejściu na rynek brytyjski ma pomóc kampania z udziałem top modelki Kate Moss.

Może tak szybka ekspansja firm spowoduje przemianę sektora odzieżowego w naszym kraju. Dzisiaj zdecydowana większość produktów sprzedawanych przez polskie marki odzieżowe powstaje na Dalekim Wschodzie. Rodzime zagłębie włókiennicze, czyli Łódź, odradza lokalny przemysł, jednak na razie zlecenia na szycie w naszym kraju pochodzą głównie od luksusowych marek z Europy Zachodniej. Polskie firmy decydujące się na taki ruch automatycznie lądują na półce premium, ponieważ muszą zaoferować ceny wyższe, niż w najpopularniejszych sieciówkach.

Zmiany wymusić może zmiana układu sił. Chiny systematycznie podnoszą wynagrodzenia i szycie tam ubrań powoli przestaje się opłacać. Europejscy czy amerykańscy producenci są też pod presją opinii publicznej, zmuszani do większej kontroli warunków, w jakich ich podwykonawcy realizują zlecenia. Branża musi odchodzić od groszowych stawek dla szwaczy z Bangladeszu czy Pakistanu, zatem wiele firm przechodzi na szycie w Europie. Może zrobią to też nasze firmy?