„Kobieta bez cienia”. Mocne wejście Trelińskiego w Lyonie

Baśń o „Kobiecie bez cienia” Mariusz Treliński opowiedział Francuzom w sposób mroczny, klarowny i sugestywny.

Publikacja: 24.10.2023 03:00

Josef Wagner (Barak) i Ambur Braid (Żona) w „Kobiecie bez cienia” Straussa w Lyonie

Josef Wagner (Barak) i Ambur Braid (Żona) w „Kobiecie bez cienia” Straussa w Lyonie

Foto: Bertrand Stofleth/Opera de Lyon

Po latach aktywności Mariusza Trelińskiego na europejskich i amerykańskich scenach kolejną jego premierę poza Polską można uznać za coś naturalnego. „Kobieta bez cienia” Richarda Straussa, do której zaprosił go Lyon, jest jednak wydarzeniem wyjątkowym. To pierwsza realizacja, jaką stworzył od podstaw za granicą.

Wszystkie inscenizacje, które Mariusz Treliński prezentuje w świecie, przygotowywał do tej pory w kraju, z reguły były to koprodukcje różnych teatrów z Operą Narodową. Znany jest przecież z tego, że nad spektaklami pracuje długo, rodzą się one w dyskusjach, czasem w twórczym nieładzie.

Czytaj więcej

Mariusz Treliński o premierze opery „Peter Grimes”: Wykluczanie napiętnowanych

Nie jest to rytm pracy, jaki obowiązuje w zachodnich instytucjach operowych, co musiał uwzględnić. Wykreował „Kobietę bez cienia” w zaskakująco szybkim tempie, w niespełna cztery miesiące po poprzedniej swojej warszawskiej premierze „Petera Grimesa”, a przecież po niej nastąpiła jeszcze wakacyjna przerwa teatralna.

Zaproszenie było zaś prestiżowe z kilku powodów. Lyon szczyci się najważniejszą po Paryżu instytucją operową we Francji znaną z ambitnego repertuaru. Pracują tu najciekawsi współcześni reżyserzy, wśród których w ostatnich kilkunastu latach byli także Grzegorz Jarzyna, Krzysztof Warlikowski, Barbara Wysocka, a teraz Mariusz Treliński.

Zawiła opowieść

Otrzymał wyjątkowo trudne zadanie. Z „Kobietą bez cienia”, choć to dzieło wybitne, mało który teatr ma odwagę się zmierzyć. Na premierę w Lyonie stawili się więc dyrektorzy i krytycy z różnych krajów. A już samo rozwikłanie zawartych w tej operze zawiłości muzycznych i teatralnych (z czym świetnie poradził sobie dyrygent Daniele Rustioni) oraz znaczeń to zadanie iście herkulesowe. Jak pokazać na scenie, że bohaterka jest kobietą, która nie ma własnego cienia i musi go zdobyć?

Opowiedzenie treści wymaga odrębnej pracy, co zresztą przed prapremierą uczynił autor libretta, wybitny w końcu pisarz Hugo von Hofmansthal, publikując oddzielny tekst dla przyszłych widzów. „Kobieta bez cienia” jest baśnią, w której prócz zwykłych śmiertelników są duchy, zjawy i zraniony, śpiewający sokół. Kobietą, która musi zdobyć dla siebie cień, gdyż w przeciwnym razie jej mąż zamieni się w kamień, jest Cesarzowa. Może go jej sprzedać żona farbiarza Baraka, mająca dość swej nędznej egzystencji i nudnego męża.

Czytaj więcej

„Moc przeznaczenia” w Operze Narodowej. Króliczki idą na wojnę

Do transakcji ostatecznie nie dojdzie. Żona zrozumiała, że kocha Baraka, Cesarzowa pojęła, że kupując cień, unieszczęśliwi innych ludzi. W erudycyjnym tekście Hofmansthala, pełnym odniesień literackich i kulturowych, zawarte jest więc subtelne przesłanie. To opowieść o dojrzewaniu do człowieczeństwa, czego symbolem jest cień, a także – niewyrażona wprost pochwała życia rodzinnego.

Inscenizacja Mariusza Trelińskiego nie jest baśnią. Na obrotowej scenie jego nowy scenograficzny współpracownik Fabien Lédé zbudował konstrukcję pokazującą dwa przeciwstawne światy. W jednym, hiperrealistycznym – jak z brytyjskiego kina społecznego – wśród pustych puszek i butelek żyje Barak z Żoną i trzema braćmi. Jedyną ucieczkę przed ciągłymi kłótniami zapewnia im telewizor.

Sny czy wizje

Świat drugi przynależy do Cesarzowej: sterylnie elegancki i zimny, z atmosferą jak z filmów Bergmana o kłopotach małżeńskich, bo Cesarz pochłonięty swoimi zajęciami nie ma dla Żony czasu. W tych scenach nie ma jednak chłodnego realizmu, Mariusz Treliński sugestywnie wykreował oniryczny nastrój z tajemniczą roślinnością wdzierającą się do sypialni Cesarzowej.

Czy zatem to, co dzieje się po drugiej stronie, istnieje naprawdę? Może tamto zwykłe życie to jedynie sen, fantazje, wizje Cesarzowej? A między oboma światami istnieje niby łazienka z ogromnym lustrem. W nim przeglądają się obie kobiety, gdy snują swoje marzenia. Przez lustro przejdą na drugą stronę Barak i Żona, by zrozumieć wreszcie, czym jest miłość i szczęście.

Wszystko to Mariusz Treliński opowiedział klarownie i ciekawie, nie dodając zdarzających mu się nadinterpretacji. Zastosował pomysły i rozwiązania znane z jego spektakli, choćby duchy nienarodzonych dzieci w maskach na twarzy, ale są i nowe, oryginalne z odrealnionym za sprawą wizualizacji Wysłannikiem Duchów lub podwojoną postacią rannego Sokoła, która nie tylko śpiewa, ale i tańczy (prosta, sugestywna choreografia Jacka Przybyłowicza).

Czytaj więcej

Światowa gala Opera Awards odbędzie się w Warszawie

Dzięki takim rozwiązaniom „Kobieta bez cienia” stała się spektaklem o zwartej dramaturgii i przez prawie cztery godziny trzyma w napięciu. Owacje publiczności po finale były entuzjastyczne, co zresztą jest wyrazem uznania i dla dyrektora muzycznego Opery w Lyonie Daniele Rustioniego, i dla solistów, na czele z trzema śpiewaczkami: Sarą Jakubiak (Cesarzowa), Lindsay Ammann (Mamka Cesarzowej) i Ambur Braid (Żona). Z arcytrudną muzyką Straussa poradziły sobie znakomicie, tworząc przy tym wyraziste kreacje aktorskie.

Baśnie, jak wiadomo, kończą się dobrze. Ta również, choć w interpretacji Mariusza Trelińskiego jest raczej obrazem wizji cesarzowej. W finale pokazuje bowiem bohaterów z gromadką dzieci u boku. Obraz to tak idylliczny, że aż groteskowy. Czyżby był wyrazem niewiary w moc rodzinnego szczęścia?

Po latach aktywności Mariusza Trelińskiego na europejskich i amerykańskich scenach kolejną jego premierę poza Polską można uznać za coś naturalnego. „Kobieta bez cienia” Richarda Straussa, do której zaprosił go Lyon, jest jednak wydarzeniem wyjątkowym. To pierwsza realizacja, jaką stworzył od podstaw za granicą.

Wszystkie inscenizacje, które Mariusz Treliński prezentuje w świecie, przygotowywał do tej pory w kraju, z reguły były to koprodukcje różnych teatrów z Operą Narodową. Znany jest przecież z tego, że nad spektaklami pracuje długo, rodzą się one w dyskusjach, czasem w twórczym nieładzie.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opera
Bydgoski Festiwal Operowy. Chińska księżniczka Turandot ze Lwowa
Opera
Polska Opera Królewska po wyborach. Gra w teatralną mękę
Opera
Premiera "Cosi fan tutte" w Operze Narodowej: Co ma hippis do Mozarta
Opera
Mariusz Treliński zbiera pochwały i krytyki w Nowym Jorku
Opera
Premiera „Mocy przeznaczenia” w Nowym Jorku. "To opera dla melomanów i kowbojów"
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił