- Nie zauważyliśmy, żeby ostatnio przybyło chorych na gruźlicę. To, że choroba pojawiła się na Wyspach nie oznacza, że wkrótce dotrze do Polski. Na razie nie ma takiego zagrożenia – uspokaja prof. Andrzej Zieliński, epidemiolog z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny. - Nadal mamy średnio 30 przypadków zachorowań na sto tysięcy mieszkańców. Najwięcej w województwie łódzkim, świętokrzyskim i lubelskim – dodaje.
To odpowiedź na informacje o tym, że w Londynie odnotowano w ubiegłym roku 3,5 tys. zachorowań na gruźlicę. To więcej niż w Belgii, Holandii, Grecji i Norwegii łącznie.
Ekspert radzi jednak, żeby imigranci z Polski jednak uważali, bo choroba w Londynie szleje głównie w tych dzielnicach, które zamieszkane są przez biedne mniejszości. I dodaje, że znacznie większy problem jest z gruźlicą za naszą wschodnią granicą – w Rosji, na Ukrainie, Białorusi i na Łotwie, gdzie przypadków zachorowań jest więcej i w dodatku jest to gruźlica lekooporna.