Posłowie będą dziś głosować za przyjęciem dyrektywy transgranicznej pozwalającej Polakom korzystać z opieki zdrowotnej w państwach Unii Europejskiej na podstawie ubezpieczenia w Narodowym Funduszu Zdrowia.
Podczas środowego czytania ustawy opowiedziały się za nią wszystkie ugrupowania, choć – jak podkreślali posłowie opozycji – nie bez poważnych zastrzeżeń. Krytykowali m.in. fakt, że za leczenie pacjent będzie musiał zapłacić z własnej kieszeni, a NFZ przewidział limit na zwrot kosztów w wysokości 1 mld zł.
– Sojusz Lewicy Demokratycznej będzie głosował za tą ustawą nie dlatego, że jest dobra, ale dlatego, że polski pacjent oczekuje czegokolwiek – mówił Piotr Chmielowski z SLD. A posłowie Prawa i Sprawiedliwości uważają, że ustawa jest tak wadliwa, że lepiej wstrzymać się od głosu.
Pacjent i tor przeszkód
Choć dyrektywa obowiązuje w UE od 25 października 2013 r., polski rząd wdraża ją dopiero teraz. Ministerstwo Zdrowia tłumaczy zwłokę koniecznością „wypracowania optymalnych rozwiązań prawnych" dostosowujących przepisy polskie do europejskich.
Zdaniem opozycji powód jest inny: – Chodziło o ochronę interesów NFZ. Świadczy o tym choćby liczba przeszkód biurokratycznych na drodze do odzyskania pieniędzy – uważa Bolesław Piecha, europoseł i wiceminister zdrowia w rządzie PiS. Żeby skorzystać z dyrektywy, trzeba spełnić wiele wymogów: na zabieg w kraju UE musi skierować lekarz publicznej opieki zdrowotnej, na leczenie musi się zgodzić dyrektor wojewódzkiego oddziału NFZ. Jeśli nie wyda zgody, będzie się można odwoływać, ale wymagać to będzie kolejnych skierowań i uzasadnień lekarskich.